Plastrem i kilerem w komara

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Atakują wszędzie: w lesie, pod namiotem, w mieście. Po deszczach przyszła bzycząca plaga.

– Zawsze latem jest dużo komarów, ale w tym roku to prawdziwa tragedia – żali się "Rz" Jan Radywoniuk, leśniczy z Krzyżan w okolicach Giżycka.

– W kałużach pełno larw, wejdzie się na chwilę na ambonę popatrzeć i zaraz człowieka obsiądą.

– Nie da się spać ani siedzieć przy ognisku – narzeka druh Jakub Kłosiński, który właśnie wrócił z obozu harcerskiego w lesie niedaleko Zdrojowej Woli na Mazurach. – Młodsi harcerze i harcerki mieli tak pogryzione nogi, jakby się przez drut kolczasty przedzierali.

– To ta deszczowa pogoda – podejrzewa Radywoniuk.

Przypuszczenia potwierdza Wiesław Rozbicki z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. – Mamy ciepłe i wilgotne lato, a wysoka temperatura i wilgotne powietrze to dla komarów najlepsze środowisko – tłumaczy. – Gdyby było sucho i upalnie, problem byłby o wiele mniejszy.

Choć synoptycy obiecują, że prawdziwe lato w końcu przyjdzie, na razie pozostaje nierówna walka z brzęczącymi krwiopijcami.

Świnoujście zabrało się do problemu systemowo i opryskuje. Od 2007 roku na walkę  z komarami wydano tam już  1,2 mln zł. – To konieczne – mówi "Rz" Robert Karelus, rzecznik urzędu miasta. – Jesteśmy miastem na wyspach. Sąsiadujemy z Wolińskim Parkiem Narodowym. Nie robi się oprysków ani tam, ani u naszych przyjaciół po zachodniej stronie granicy. A komary granic nie znają i przylatują do nas – opowiada i przyznaje, że czasem opryski to syzyfowa praca. – Jednego dnia pryskamy, a następnego pada deszcz i zmywa wszystkie rozpylone środki – narzeka Karelus, ale deklaruje, że Świnoujście nie podda się komarom.

– W tym roku mamy rekordowo dużo turystów. Nasza plaża została wyróżniona Błękitną Flagą, więc dbamy, by i tam nie było komarów – zaznacza.

Inni z owadami walczą na własną rękę. Najprościej udać się do apteki albo drogerii. – Kolejka, rozmawiać nie mogę – ucina dialog farmaceutka z jednej z aptek w Giżycku. – Powiem krótko: turyści środki na komary kupują w dużych ilościach.

Handel specyfikami na insekty kwitnie też w Internecie. Gama produktów jest szeroka. Od lamp o wdzięcznej nazwie "kiler", przez plastry na ubrania, moskitiery, elektryczne łapki i paralizatory, po środki sprawdzone już ponoć przez amerykańską armię. – Izraelski patent, materiały ze Szwajcarii, wykonanie w USA – wylicza Tadeusz Akacki, który przez serwis aukcyjny sprzedaje opaski odstraszające komary. – Sam noszę i są bardzo skuteczne – zachwala. Z tysiąca wystawionych na aukcji Akacki w niedługim czasie sprzedał niemal wszystkie. – Choć przy takim wysypie komarów zainteresowanie powinno być większe – mówi i obwinia o to zalew podróbkami z Chin.

Z kolei harcerze stawiają na sprawdzone już sposoby. – Trzeba wejść do śpiwora i naciągnąć go na twarz tak, żeby nawet nos nie wystawał, i wtedy można jakoś zasnąć – radzi druh Kłosiński.

Robert Dembowski, właściciel gospodarstwa agroturystycznego Dolina Biebrzy we Wroceniu, stawia na regularne przycinanie trawnika. – Nasze gospodarstwo jest nad samą Biebrzą, a mimo to od trzech lat komarów prawie nie ma – mówi.

Na forach internauci radzą brać witaminy z grupy B. Ale dermatolog Aleksandra Grettka zaznacza: – Żadna  witamina na komary nie pomoże. Najlepiej wkładać ubrania z długim rękawem.

– W Polsce komary, choć uciążliwe, nie są jednak groźne dla człowieka. Nie przenoszą chorób – pociesza Rozbicki.

Leśniczy Radywoniuk w cudowne sposoby na walkę z komarami dawno przestał wierzyć: – Chyba wyjścia nie ma, trzeba je po prostu polubić.

Rzeczpospolita
Czytany 2949 razy

Dodaj komentarz