Wydrukuj tę stronę

„Dożynanie” Kazimierza Cz. VI – Zasypać wąwozy!

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

Wielokrotnie zwracałem uwagę na to, iż głównym czynnikiem niszczącym walory krajobrazowe i przestrzeń urbanistyczno-architektoniczną Kazimierza Dolnego jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Jednym słowem nasza przestrzeń publiczna stale ulega degradacji i to w błyskawicznym tempie. Mimo to niektórzy znawcy tematu uwarzają, że Kazimierz nie jest tak zniszczony jak Zakopane… To prawda. Tym jednak życzę sukcesów w działaniach nie związanych z „ochroną” Kazimierza.

            Wiadomo, że były lepsze i gorsze plany zagospodarowania, a inne fatalne. Taki stan rzeczy był zawsze wynikiem interesów grupki o prymitywnych zapędach, objawiających się w cwaniactwie oraz działaniach z premedytacją. Największe spustoszenie w przestrzeni publicznej nastąpiło w połowie lat 90-tych, wówczas nastała„moda na Kazimierz”. W owym czasie wraz z napływem turystów, pojawiło się również mnóstwo wniosków złożonych do kazimierskiego magistratu o zmianę zapisów w Planie. W tym czasie rozkwitł handel i pośrednictwo nieruchomościami. Kluczową rolę w tym procederze odegrał jeden z byłych radnych. Bowiem utrzymując zażyłe stosunki z obecnym burmistrzem jak i wice, miał olbrzymie możliwości i udział w spełnianiu marzeń chciwców, celebrytów i wszelkiej maści ludzi, widzących w Kazimierzu „ziemię obiecaną”. Wszyscy zauważyli, że przy zmianach w Planie można również nieźle zarobić, a względy wyższych wartości nie miały ani sensu, ani znaczenia. Z tego przywileju w pewnym sensie skorzystał również burmistrz Kazimierza, który jako zarządca gminnych nieruchomości postanowił przekształcić jedną z gminnych działek...

            W wyniku tych działań znajdującą się na Górach nieruchomość początkowo podzielono, a następnie zmieniono zapisy w MPZP (zabudowa mieszkaniowa).Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że zrobiono to w sposób fatalny i nieprzemyślany ze zgubnym skutkiem dla obszaru, którego dotyczyła zmiana.Wynik głupoty ukazują poniższe zdjęcia. Zmian w Planie dokonano z pogwałceniem wszelkich możliwych przepisów, ale głównie zapisów samego Planu. Zapisy omawianej działki są sprzeczne z Planem (Uchwała LI/284/98 z dn. 17.06.98; § 12 pkt 5), w którym czytamy:„Obowiązuje zachowanie odległości zabudowy minimum 30 m od ściany lasu bądź krawędzi wąwozu”. W owym czasie planistka Pani Jadwiga Jamiołkowska celowo zaznaczyła na planie dno jaru jako teren budowlany (sic!). Projektantka dopuściła się skandalicznego nadużycia, ponieważ zaznaczając ten teren zdawała sobie sprawę, że w takich okolicznościach bez zasypania tego obszaru nie da się tam nic wybudować. Co gorsza, zgodę na taki zapis w Planie, czyli de facto zniszczenie tego obszaru, wydała Halina Landecka – Wojewódzki Konserwator Zabytków  w Lublinie. Na to barbarzyństwo zgodził się również Lubelski Zespół Parków Krajobrazowych (aktualna nazwa: Zespół Parków Krajobrazowych Wyżyny Lubelskiej).

W tym nieodosobnionym przypadku (znam i upublicznię kilkadziesiąt podobnych patologii) świadomy udział mają wszyscy „uzgadniacze”. W czasie określania warunków zabudowy mieli do dyspozycji mapy wysokościowe z warstwicami, z których jednoznacznie wynika, że mamy do czynienia z dnem wąwozu. W opisywanym przypadku można było zlokalizować zabudowę 15 m dalej i wszystko byłoby w porządku. Wtedy byłby wilk syty i owca cała. Wystarczyło chcieć. Nie zrobiono tego, zabrakło chęci, a może predyspozycji do wykonywania zawodu? W owym czasie w magistracie pracowali obecni burmistrzowie (Dunia, Żurawiecki), czy wezmą oni na siebie ciężar odpowiedzialności? Czy nadal z uporem maniaka będą twierdzili, że to nie burmistrz decyduje o terenach budowlanych?Podkreślam po raz setny, że o zapisach w planie (kwalifikacja terenu itp.) decyduje burmistrz miasta i projektant (urbanista).Tak więc na szlaku spacerowym, Kazimierz – Góry – Bochotnica (ruiny zamku) mamy również  wątpliwą „atrakcję” turystyczną, czy jak kto woli „ścieżkę dydaktyczną” z nowymi trendami, modernistycznego kierunku Kazimierza.

            Pół kilometra dalej na szlaku do bochotnickiego zamku, kolejną „atrakcję” stanowi wysypisko odpadów budowlanych (z pensjonatu, którego właścicielem jest znajomy naszego włodarza). Miejsce na składowisko wskazał sam burmistrz, co warte jest podkreślenia, w związku z tym kilkaset ciężarówek gruzu i śmieci wysypano wprost do wąwozu. Bowiem coż ci  „biedni” inwestorzy mieliby uczynić z tymże gruzem? Może najwyższy czas Panie burmistrzu zająć się owym problemem i nie chować głowy w piasek, tylko wyznaczyć w Planie tereny do składowania odpadów budowlanych. Z drugiej strony może wartoby opamiętać się i nie wyrażać zgody na budowle o powierzchni 2000 m² nad ziemią i drugie tyle pod ziemią, nie byłoby wówczas problemu z taką ilością śmieci?

 

            Problem ten godny jest poruszenia w kontekście nowego studium, które niebawem (początek kwietnia) zostanie wyłożone do wglądu. Nasuwa się pytanie, czy miejscowi (autochtoni) będą traktowani na równi z innymi, wpływowymi właścicielami działek? Czy Burmistrz stanie po stronie uciemiężonych (tyranią urzędniczą) mieszkańców? Czy w świetle podawanych przeze mnie przykładów świadczących o ignorancji prawa, lekceważenia przyjętych standardów utrzymywanych od pokoleń, można powiedzieć mieszkańcom naszej gminy, że ich działki nie mogą zostać przekwalifikowane? Obywatele będą mogli składać swoje opinie, zapewne liczne organizacje i stowarzyszenia walczące o dobro Kazimierza, nie omieszkają zabrać głosu w tej jakże istotnej dla przyszłości miasteczka sprawie. Jestem  przekonany, że w przypadku obecnego studium zdarzy się coś nadzwyczajnego. Uważam, że mieszkańcy Naszej Gminy po raz pierwszy będą mieli realny wpływ na swój los i los swoich dzieci. Uważam również, że tym razem, radni Rady Miejskiej Kazimierza Dolnego po raz pierwszy staną się realną siłą i reprezentantem ludzi, którym zobowiązali się służyć.

 

J.K

Czytany 9668 razy