Wydrukuj tę stronę

Czy Naszemu miastu grożą podobne inwestycje?

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Hotel Gołębiewski powstaje niezgodnie z przepisami. Inwestora ocalić może tylko minister kultury.

880 pokojów i 18 apartamentów, 32 sale konferencyjne, centrum spa, 116 tys. mkw. powierzchni. Jeden z najbogatszych Polaków Tadeusz Gołębiewski, właściciel hoteli w Mikołajkach, Wiśle i Białymstoku, kończy budować w Karpaczu swój flagowy obiekt.

Przeciw inwestycji protestują miłośnicy położonego u stóp Śnieżki kurortu i krajobrazu Sudetów. – Gargamel, karykatura, makabryła – nie przebiera w słowach Sławomir Lange, prezes Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej, określając hotel. – On pasuje do Disneylandu, a nie do zabytkowego miasteczka.

Inwestor cieszy się za to życzliwością miejscowych samorządowców, którzy już przeliczają przyszłe zyski miejskiej kasy. Wielkie centrum wypoczynkowo-konferencyjne to kilkaset nowych miejsc pracy i wzrost ruchu turystycznego o jedną trzecią.

Obrońcy krajobrazu mają nadzieję na sukces – ich wątpliwości podzielają konserwator zabytków (miasto w całości wpisane jest do rejestru zabytków) i nadzór budowlany. Ale Gołębiewski przećwiczył już w Wiśle i Białymstoku, jak sobie poradzić w takich sytuacjach. I uprzedza: – Za komuny wiedziałbym, gdzie pójść i jak to załatwić, ale w wolnym kraju mamy tryby odwoławcze i z tych korzystam.

 

Za wysoko o 5 metrów

Stowarzyszenie Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej (SOKiAS) doniosło do inspektora nadzoru budowlanego. Powód? Hotel Gołębiewski powstaje niezgodnie z projektem.

Według pozwolenia na budowę z 2007 r. hotel miał mieć: 630 pokojów, pięć apartamentów, 100 tys. mkw. powierzchni, siedem kondygnacji, 28 metrów wysokości i dach z łupków. Tymczasem w wykańczanym budynku przybyło nie tylko pomieszczeń i powierzchni. Wysokość wzrosła do 42 metrów, a na dachu zamiast łupków leżą blacha i dachówki. Budynek "rósł" w obie strony. Od dołu dodano dwie kondygnacje. Inwestor odkopał bowiem skarpę i zamienił podziemne pomieszczenia gospodarcze na kilkadziesiąt pokojów. Wybudował też podziemny garaż na 600 samochodów.

– Przecież nie pogłębił fundamentów w trakcie budowy, lecz od razu zakładał, że przyjmie rozwiązanie sprzeczne z zatwierdzonym projektem – uważa Lange.

Hotel zbudowano też zbyt wysoki – o 4 – 5 metrów, co przyznaje sam Tadeusz Gołębiewski. – Musieliśmy podwyższyć sufity w salach konferencyjnych, różne kwestie wychodzą w trakcie budowy – tłumaczy biznesmen. – To niewielka zmiana – uważa.

Innego zdania jest Wojciech Kapałczyński, szef jeleniogórskiej delegatury dolnośląskigo konserwatora zabytków: – Zbudowano obiekt niezgodny z projektem, planem zagospodarowania i naruszający walory krajobrazowe.

Kapałczyński dodaje, że był przeciwny budowaniu tak ogromnego obiektu. – Zgodziłem się po licznych naciskach – przyznaje i zaznacza, że stawiał wcześniej warunki, by jak najlepiej wkomponować hotel w obszar chronionego krajobrazu. Teraz uważa, że te warunki naruszono.

 

Jak zmierzyć budynek

Gołębiewskiego bronią samorządowcy. Wiceburmistrz Karpacza Ryszard Rzepczyński utrzymuje, że budynek jest wyższy od projektowych założeń zaledwie o kilkadziesiąt centymetrów. – Różnica wynika ze zmiany w przepisach budowlanych dotyczących mierzenia wysokości budynków – tłumaczy.

Gdy powstawały plan i projekt, wysokość mierzono od wejścia głównego. Od 2009 r. mierzy się ją zaś od wejścia położonego najniżej.

Władze Karpacza postanowiły nie czekać na rozstrzygnięcie przez nadzór budowlany, czy hotel narusza plan zagospodarowania. Burmistrz pod koniec ubiegłego roku przychylił się do wniosku Gołębiewskiego, by dostosować plan do budowli. W innym wypadku trzeba by rozebrać dwa piętra, przełożyć ogromne połacie dachu i zasypać dolne kondygnacje. Do zainwestowanych w hotel już ok. 350 mln zł doszłyby więc dodatkowe milionowe koszty.

Burmistrz przekonywał radnych do potrzeby "ujednolicenia zapisów dotyczących wysokości obiektów". A w projekcie nowego planu wpisano wprost, że chodzi o zwiększenie kondygnacji do dziewięciu, wysokości budynku z 28 do 42 m i o podwyższenie rzędnej kalenicy (czyli wzniesienie górnej krawędzi dachu nad wybranym poziomem) do 803,6 m nad poziomem morza.

– To kluczowe pojęcie – zauważa Lange. – Można się spierać, jak zmierzyć obiekt. Ale w obowiązującym teraz planie zapisano, że nie może przekroczyć 798 m nad poziomem morza. Ten wskaźnik wyklucza jakąkolwiek interpretację. Konserwator zabytków nie był jednak tak miły dla Gołębiewskiego jak lokalne władze. Nie zaakceptował zmian planu zagospodarowania przestrzennego. Tym samym nie można go uchwalić.

Konserwator zwraca uwagę, że hotel Gołębiewski przewyższa okoliczne wzgórza o kilka metrów. Mając 42 m wysokości, narusza określoną w planie zagospodarowania tzw. linię widokową.

Pod koniec lipca burmistrz odwołał się do ministra kultury, by ten rozsądził, czy osie widokowe zostały naruszone. Tylko on może uchylić postanowienie konserwatora zabytków. Ale minister zwleka z decyzją. – Ma być znana dopiero po wyborach samorządowych – mówi wiceburmistrz Rzepczyński.

 

Nadzór: nie zezwolimy

Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego Jacek Radwan został zawiadomiony o samowoli budowlanej na początku października. Czeka na zwrot dokumentacji inwestycji z prokuratury (przejęła ją, gdy latem na budowie doszło do katastrofy – zawalił się mur oporowy) i zapowiada kontrolę.

O rozbieżnościach pomiędzy zapisem w planie o dopuszczalnej wysokości a jej rzeczywistą wartością dowiaduje się od "Rz". – Burmistrz mówił mi o 30 cm, 5 metrów to poważne odstępstwo od projektu i planu zagospodarowania. Jeśli to prawda, wstrzymam budowę i na pewno nie zezwolę na odbiór budynku, choćby częściowy – zapowiada Radwan. Ten sam nadzór budowlany, prowadząc latem kontrolę po katastrofie na budowie, nie zauważył jednak, że obiekt ma dziewięć, a nie siedem kondygnacji.

Hotel od miesiąca rekrutuje pracowników. Inwestor planował otworzyć go częściowo w połowie listopada. Dziś to jednak mało prawdopodobne. Ale Gołębiewski jest spokojny. – Do problemów już się przyzwyczaiłem – mówi. – W Wiśle walczyłem z władzami latami, powalczę i w Karpaczu.

W Wiśle formalne otwarcie obiektu biznesmena do 2005 r. blokował nadzór budowlany i wojewoda śląski. Mimo to hotel funkcjonował, a ostatecznie Gołębiewski zapłacił 180 tys. zł kary. Z kolei w Białymstoku, mimo sądowego nakazu rozbiórki piętra hotelu z salami konferencyjnymi, istnieje ono do dziś. Rozbiórkę wstrzymywali kolejni wojewodowie, uznając, że obiekt spełnia ważną funkcję społeczną.

Gołębiewski odgraża się, że rozbierze to piętro, zostawi na kilka miesięcy bałagan, a potem dobuduje je na nowo. – Ludzie zobaczą, jak bezsensowne mamy przepisy – mówi. Ale w Karpaczu nie chce przeciągać budowy, żeby nie mieć problemów z bankami, w których zaciągnął kredyty.

 
 
autor: Jarosław Kałucki
źródło: Rzeczpospolita
Czytany 11392 razy