Wydrukuj tę stronę

Sprawdzam…

Oceń ten artykuł
(23 głosów)

 

Mija blisko dwa lata od kiedy mieszkańcy mojej miejscowości obdarzyli mnie swoim zaufaniem powierzając mi mandat radnego gminy Kazimierz Dolny. W trakcie tego czasu miałem doskonałą okazję aby zapoznać się poprzez analizę wielu dokumentów i aktów prawnych z  działaniem i faktycznym stanem gminnego samorządu. Był to również czas aby „od kuchni” poznać praktyki, sposób  działania i relacje panujące między władzą uchwałodawczą a wykonawczą, jak również, a może przede wszystkim był to czas aby na „własnej skórze” przekonać się o relacjach i sposobie traktowania radnych opozycyjnych.

Obejmując mandat radnego naiwnie wierzyłem, iż głównym motywem działania radnych i rady jest wypracowanie i poszukiwanie wspólnych rozwiązań ponad podziałami, w oparciu o merytoryczną, rzeczową i rzetelną dyskusję. Przynajmniej w gminnym samorządzie wydawało mi się, że „standardy z Wiejskiej”, gdzie liczy się tylko kto kogo lepiej i zgrabniej kopnie pod stołem w kostkę nie będą miały miejsca.   

Tylko taki sposób publicznego dyskursu, gdzie 2+2 niezależnie od osobistych sympatii, partykularnych interesów i posiadanej większości,  zawsze jest 4, w moim przekonaniu może gwarantować wypracowanie stabilnych, trwałych a tym samym najlepszych rozwiązań, służących gminie i mieszkańcom. Rzetelna i pogłębiona debata oparta o  tezy, dowody i argumenty jest potrzebna a wręcz konieczna przy podejmowaniu decyzji dotyczących wielomilionowych działań inwestycyjnych.  Niestety, tak się w naszej gminie nie dzieje.

Zamiast  prawdziwej, poważnej i rzetelnej debaty wielokrotnie mieliśmy do czynienia z marginalizowaniem rozsądnych i rozważnych głosów poprzez przypinanie stosownych etykiet, insynuacji i mocnych słów bez dowodów lub też odbieraniem prawa głosu. Piękne zaś „okrągłe” słowa o świetlanej przyszłości jak również starannie wyreżyserowane przedstawienia z „podziałem na role” miały na celu  odwrócić uwagę od spraw kluczowych i naprawdę ważnych.

Z takim sposobem działania i podejmowania decyzji,  mieliśmy do czynienie w przypadku podejmowania decyzji o budowie nowej szkoły. Bez żadnej analizy ekonomicznej, bez dyskusji w komisjach, bez jakiejkolwiek dyskusji o finansach, pomimo podejmowanej przeze mnie próby o tym czy gmina podoła finansowo, w dniu 30 czerwca ubiegłego roku na Nadzwyczajnej Sesji Rady Miejskiej podjęto decyzję o budowie szkoły.

W takiej sytuacji, kiedy zabrakło dyskusji o sprawie najważniejszej – skąd wziąć pieniądze na wkład własny gminy nie pozostało mi nic innego jak wstrzymać się od głosu.  Mimo, iż jestem jednym z młodszych radnych, to mam na tyle lat i życiowego doświadczenia aby potrafić rozróżnić naiwność od optymizmu jak również mrzonki  od realnych możliwości. Gruszki na wierzbie nigdy nie wyrosną, nawet żeby ją bardzo podlewać i nawozić. Przekonałem się o tym osobiście między innymi w trakcie maratonów rowerowych, gdzie w ciągu doby wraz z kolegami pokonywałem odpowiednio w kolejnych latach 600, 700, 750km. Pokonanie tych dystansów było możliwe tylko dzięki ciężkiej i wieloletniej pracy polegającej na przejechaniu tysięcy kilometrów na rowerze oraz setek godzin spędzonych zimową porą na basenie i siłowni oraz dużej dozie optymizmu i wiary. Praca i wiara, wiara i praca.

Piszę o tych swoich osobistych doświadczeniach, wprawdzie z zupełnie innej dziedziny, niż samorząd terytorialny tylko dlatego aby uzmysłowić czym różni się optymizm od niczym nie popartego hurra optymizmu. Czy gdybym mając nawet dużą dozę optymizmu i pięknie opowiadając o swoich marzeniach dotyczących pokonywania mega odległości na rowerze był w stanie przejechać te dystanse, bez odpowiednich przygotowań i ciężkiej pracy? Nie, nie był bym w stanie tego zrobić! Czy zatem gmina, która przez ponad rok nie „kiwnęła nawet palcem w lewym bucie” w sprawie nie tyko pozyskania funduszy z zewnątrz ale również zapewnienia wkładu własnego jest w stanie wybudować, szacowaną na 23 miliony (przy wkładzie własnym gminy ok 6 milionów złotych- jak twierdzi włodarz) szkołę?

Przy tak dużej wielomilionowej  inwestycji jaką ma być budowa szkoły należy stosunkowo wcześnie podejmować działania dotyczące pozyskania funduszy i zapewniania wkładu własnego. W innym przypadku może dojść do zawężenia pola działania i tym samym podejmowania niekorzystnych dla gminy decyzji. Do tej pory nie wiadomo skąd gmina będzie miała pieniądze na wkład własny. Wprawdzie burmistrz Grzegorz Dunia na jednej z komisji zapewniał nas radnych o tym, iż część pieniędzy na budowę szkoły będzie pochodziła z ubezpieczenia. Osobiście jednak, po tym jak w roku ubiegłym pozyskałem wiedzę dotyczącą wysokości ubezpieczenia GZS na kwotę 6 milionów złotych oraz po wysłuchaniu informacji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego dotyczącego uszkodzenia budynku w 25%, jak również w oparciu o fakt  już wypłaconego gminie odszkodowania w wysokości ok. 1,4 miliona PLN, uważam, że wkład własny gminy na budowę szkoły nie będzie pochodził z ubezpieczenia!!! Chciałbym się mylić, dlatego też  postanowiłem  w tym celu sporządzić stosowne pismo (zamieszczam poniżej) adresowana do Pana Burmistrza i sprawdzić prawdziwość Jego publicznych  deklaracji dotyczących częściowego sfinansowania szkolnej inwestycji z ubezpieczenia. Uzyskana od włodarza odpowiedź na moje pismo pozwoli już „czarno na białym” stwierdzić skąd będą pochodziły fundusze na wkład własny.

Znając praktykę śmiem twierdzić że będą pochodziły z kredytów… co może okazać się „gwoździem do trumny gminnych finansów” (o stanie gminnych finansów i skutkach zaciągnięcia potencjalnego  kredytu na budowę szkoły jak również dlaczego burmistrz forsował za wszelką cenę budowę szkoły napiszę wkrótce ) o czym oczywiście, gdy podejmowano przed rokiem decyzję o budowie szkoły, nikt nie wspomniał…

 

Rafał Suszek

alt

 

 

 

   

 

 

      

Czytany 4753 razy