Wydrukuj tę stronę

Kazimierz Dolny - Palermo północy !?

Oceń ten artykuł
(113 głosów)

Kiedyś w notce wspomniałem, że w Kazimierzu Dolnym nie zarabia się na narkotykach, czy na innych formach gangsterskiego biznesu. W Kazimierzu Dolnym zarabia się i zbija fortunę na przemyśle „odralniania” i pośrednictwie w handlu nieruchomościami. W dniu wczorajszym Pan Ireneusz Haczewski „podziękował” burmistrzowi Grzegorzowi Duni i Gminnej Komisji Urbanistycznej pod przewodnictwem Pana Janusza Gąsiorowskiego za „naprawianie” szkody powstałej w czasie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego tzw. stoku narciarskiego Palikota. Na pozór wydawało by się, że to co się wydarzyło z działką Pana Haczewskiego, to ewidentna pomyłka. Niestety, nic bardziej mylnego - to zaplanowane działanie zorganizowanej grupy wpływów, chcącej jak się wydaje przejąć nieruchomość nieświadomego człowieka. Pan Haczewski jest jednym z wielu przykładów niszczenia na kazimierskiej ziemi ludzi przez przemysł tyrani urzędniczej i lokalnej grupy działania… Pismo adresowane do Rady zostało zaprezentowane przez autora wczoraj na posiedzeniu połączonych Komisji Planowania RM i Gminnej Komisji Urbanistycznej w obecności burmistrza. Jak zwykle skwitowane cynicznym uśmiechem. W mojej ocenie pismo powinno być skierowane również, a może w szczególności do prawnika burmistrza, Pana Janusza Mazurka. Wkrótce wyjaśnię dlaczego.

J.K.

 

Wystąpienie Pana Haczewskiego:

{mp3}Pan_Hacz{/mp3}

Lublin, dnia 04 października 2012r.

Ireneusz Haczewski

(usunięto dane adresowe)

 

RADA Miasta i Gminy

Kazimierz Dolny

 

 

 

            Szanowni Państwo Radni.

 

Spotykamy się już nie po raz pierwszy, ciągle w tej jednej, wydawałoby się oczywistej sprawie, uznanej od samego początku przez Radnych tej, a także poprzedniej kadencji, w pełnym składzie i w składzie paru różnych Komisji - za sprawę wymagającą szybkiego załatwienia, bo dotyczącą wyrównania krzywdy, wyrządzonej przez władze tego -naszego- miasta.

 

To zapewne sytuacja nie częsta a raczej chyba wyjątkowa, że podczas wszystkich tych kilkunastu posiedzeń wola naprawienia krzywdy wyrażana była, i to zarówno w dyskusji jak też i w głosowaniach, jednogłośnie - ponad podziałami. Taka więc była wola Rady Miejskiej Kazimierza Dolnego, wyrażona ostatecznie jasną w swej treści Uchwałą Nr IX/50/11 i Nr IX/51/11.

 

Uchwała ta nosi datę 20 czerwca 2011 roku i „powierza” (forma grzecznościowa), co należy rozumieć - nakazuje Burmistrzowi Miasta, panu Grzegorzowi Duni, podjęcie bezzwłocznych kroków w celu przywrócenia dla działki nr 274 statusu prawnego, określonego uchwałą nr.VI/29/2003. Treść samej uchwały z czerwca ub roku jest z niejasnych dla mnie powodów nazbyt ascetyczna, ale określenia konkretne zawiera uzasadnienie uchwały, będące jej załącznikiem.

 

A więc Rada Miejska uznała za sprawiedliwe, pilne i konieczne, wyłączenie działki nr 274 z tzw. „Projektu Wyciągu Kunickiego” i objęcie jej ponownie uwarunkowaniami planu zagospodarowania przestrzennego miasta Kazimierz Dolny, czyli przywrócenia statusu jaki już posiadała, jaki był uzgodniony w zatwierdzonym prawie miejscowym i jaki posiadają działki sąsiednie.

Warto na to zwrócić uwagę, że nie jest to ustanawianie nowej sytuacji prawnej a przywracanie praw już posiadanych a z krzywdą dla właścicieli -co właśnie ustaliła Rada Miejska- odebranych podstępnie właścicielom.

 

Będąc w zgodzie z Ustawą należało więc jedynie sformułować kolejną uchwałę R.M. wyłączającą działkę z tzw. „Projektu Wyciągu Kunickiego” i przywracającą jej poprzedni stan prawny. Ma tu zastosowanie zapis Ustawy, że prawo do zaskarżania uchwał dotyczących planów zagospodarowania terenu nigdy nie ulega przedawnieniu. Panu Przewodniczącemu wręczyłem nawet projekt takiej uchwały, ponieważ w przeszłości, jako radny Rady Miejskiej Lublina (1990-1994) byłem autorem wielu podobnych uchwał. A były to burzliwe czasy tworzenia się w Polsce samorządu terytorialnego i musieliśmy wtedy zmieniać właściwie wszystko i ustanawiać nowy porządek prawny.

 

Byłem więc zdziwiony, że Urząd Miasta poszukuje wykonawcy dla sporządzenia zupełnie nowego opracowania. Zdziwieni powinni być też podatnicy, bo to z ich kasy wydawane -moim zdaniem niepotrzebnie- pieniądze. Status prawny działki, do jakiego Rada nakazała powrócić, jest oczywisty, poprzedzony był wszelkimi uzgodnieniami i jest zapisany dokładnie w obowiązującym aktualnie w mieście planie zagospodarowania. Należało jedynie znieść wadliwe zapisy późniejsze, wypaczające uzgodnioną już i zatwierdzoną treść. Wypaczające z oczywistą szkodą dla właścicieli działki i z wykorzystaniem ich nieświadomości. Potrzebna była jedna uchwała podjęta podczas następnego posiedzenia Rady Miejskiej, czyli za około miesiąc, to jest w lipcu ubiegłego roku.

 Byłoby tak oczywiście, gdyby Urząd Miasta zamierzał wykonać wolę Rady Miejskiej.

 

Tymczasem od czerwca 2011 roku minęły już nie tylko miesiące, ale i półtora roku a Urząd Miasta bojkotuje wykonanie uchwały. Dziś już widzę, że bojkotuje świadomie, nawet z premedytacją naruszając prawo.

Ogłoszono więc przetargi na nowe opracowanie, chociaż w sposób jednoznaczny wskazane było przywrócenie starego prawnego porządku a nie tworzenie jakichś nowych bytów. Przebierano pośród wykonawców a czas oczywiście biegł. I dzisiaj już jest oczywiste, że właśnie o to odwlekanie najbardziej chodziło.

 

Gdy w końcu przedstawiono nam do oceny bardzo pracowicie wykonane opracowanie zespołu z Otwocka, pomimo wyraźnych ograniczeń i nałożonych dodatkowych obowiązków na nas, jako ewentualnych inwestorów, przyjęliśmy je, by sprawa nareszcie ruszyła z miejsca. Ciągle jeszcze wierzyliśmy w dobrą wolę Pana Burmistrza a tak kuriozalną zwłokę tłumaczyliśmy sobie jedynie jego piramidalną  bezradnością. To przecież bardzo sympatyczny człowiek, bez przerwy obiecujący, że sprawa „ruszy w przyszłym tygodniu”.

 

Nareszcie w lipcu okazało się, że powołana komisja -oczywiście potrzebna wobec rysowania planów od początku ale całkowicie zbędna przy przyjęciu bardziej naturalnej drogi prawnej- nie potrafi przegłosować swojej własnej opinii a za to chętnie się zbiera na kolejne posiedzenia, bo hojny Urząd płaci za każde posiedzenie z kasy miejskiej, mocno wyśrubowane diety. Nawet za posiedzenia nie zakończone uchwałą a więc formalnie... niebyłe.

Istnieje opinia prawna niezależnej kancelarii warszawskiej, według której żadne z posiedzeń wspomnianej komisji nie było formalne. A pieniądze podatników jednak przelewano.

Opinię tę dołączam w formie załącznika.

 

Nasuwa się oczywiste w tej sytuacji pytanie:

A może komuś zależy na tym, by uchwały Rady Miejskiej nigdy nie wykonać? Może zależy, by w tym celu komisje Urzędu Miasta pracowały nieefektywnie.

Może -cofnijmy się o 3 lata- komuś z jakichś powodów zależało, by „petent” -czytaj: płacący przez całe życie podatki na rzecz tej Gminy- był świadomie dezinformowany przez pracownika Urzędu, w biurze Urzędu, w godzinach pracy Urzędu. Otóż wprowadzany w błąd poprzez zatajenie aktualnych planów zagospodarowania i okazanie planów fałszywych. Czy urzędnik aż tak się pomylił? Otóż nie, bo nadal pracuje a petent nie został przeproszony, pomimo poniesienia wymiernych kosztów tej dezinformacji. Kosztów znaczących. Ponadto plany i uchwałę zatajono także na stronie internetowej Urzędu.

 

To niestety nie koniec i będę chyba jednak zmuszony, na następnych spotkaniach, opisać te przypadki dla Państwa bardziej szczegółowo, bo niektórzy urzędnicy a także inni prominentni „działacze” wciąż mają wpływ na wykonywanie -lub bojkotowanie- uchwał Rady Miejskiej tego pięknego miasta. A petentem jestem nie tylko ja, ale i inni, zapewne bardziej bezradni mieszkańcy Kazimierza. To głównie w ich obronie przytaczam te przykłady.

 

Zamierzałem już o tym zapomnieć i nawet w lipcu tego roku wygłosiłem opinię, że nareszcie władze w Kazimierzu pozbyły się zbędnego balastu i jest szansa na efektywną pracę na rzecz mieszkańców. No cóż... jednak wciąż spotykam tu urzędniczkę, która zakpiła sobie ze mnie, polecając mi telefonicznie, poprzez podwładną (12-02-2010) szybkie przybycie do Urzędu, w celu złożenia podpisu i odebrania pozytywnej decyzji (na którą nadal czekam).

Udałem się więc niezwłocznie do Kazimierza, by usłyszeć, wypowiedziane z satysfakcją: „nie wiem po co pan przyjechał, bo mógł pan zadzwonić a na decyzję jeszcze pan sobie poczeka i wcale nie wiadomo, czy będzie na pewno pomyślna”.

Dodam, że byłem już wtedy chory na śmiertelną chorobę i wyjątkowo trudno mi było przebyć te 100 km w śnieżnej zadymce, w trzaskającym mrozie.

 

No cóż, twardy człowiek musi być odpornym na skrajne doznania. Raz, na oczach 8 milionów telewidzów, w transmisji „na żywo” otrzymuje najwyższe odznaczenie państwowe z rąk Prezydenta Rzeczypospolitej, słysząc słowa: - za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za odwagę w podejmowanej z pożytkiem dla kraju działalności

… a niedługo potem pomiata nim jakaś urzędniczka i brakuje jej szefowi honoru, by szczerze powiedzieć to jedno słowo: przepraszam.

No chyba, że pomiatanie było zamiarem Urzędu.

 

 

Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości, bo wprawdzie cofnę się teraz o ponad 40 lat i ktoś powie, że to bardzo stare dzieje, ale tamten epizod ma nieoczekiwanie akurat teraz ciąg dalszy.

 

Niestety nazwisko ujawnię dopiero, gdy odszukam nagranie. Byłem wtedy bowiem entuzjastą bardzo wczesnych mikro-magnetofonów. „Bardzo ważna osobistość” bez opublikowania dowodu z pewnością się wyprze.

Otóż usiłujemy zasiedlić się w Kazimierzu od wczesnych lat powojennych, ale na przeszkodzie stały niekorzystne plany zagospodarowania. No i oczywiście urzędnicy liczący na …?

 

Po ślubie podjęliśmy z żoną kolejną próbę. I wtedy... zostaliśmy zaproszeni do prywatnego mieszkania, którego adres do dziś dobrze pamiętam. Prominent powiedział wprost: „To jedno wam mogę przyrzec, że wy nigdy się tu nie pobudujecie. Ja natomiast oczywiście będę miał pozwolenie na dowolną zabudowę i nawet oglądałem sobie tę waszą działkę. Zrobicie tak - pani ojciec, mający przecież inne nazwisko, zadeklaruje fikcyjną chęć nabycia nieruchomości, co da gminie pretekst skorzystania z „prawa pierwokupu”. Gmina kupi a następnie odsprzeda mi działkę. Mam wobec tej działki piękne plany”.

 

Propozycja, nawet jak na warunki komunizmu i wszechwładzy jej prominentów, tak zaszokowała wtedy moją żonę, że na ornej ziemi nasadziła natychmiast 80 orzechów i 400 krzaków czarnej porzeczki. Sadziła nawet pod osłoną nocy, żeby zmylić czujność i zdążyć. Za ziemię „ludowa władza” prawie nie płaciła nic, ale za drzewa, to już stawki były cokolwiek większe.

W ten sposób uratowaliśmy naszą ukochaną własność przed pazernością bezwzględnego prominenta. Jego interesowało tylko przejęcie ziemi i to wyłącznie za darmo. Uważał, że mu się to oczywiście należy, bo jest zasłużony dla panującego systemu, ważny i poważany w środowisku.

Świat od tej pory przeszedł rewolucję, ale prominencka przepowiednia w Kazimierzu trwa.

 

Opowiadam ten epizod jedynie w tym celu, żeby Państwo Radni zechcieli się bardziej wnikliwie przyglądać ludziom, gdy wyraźnie widać, że stawiają całkowicie bezrozumne wymagania, rzekomo w obronie wyższych wartości. Może to właśnie ten ktoś, kto chce dotrzymać słowa, że nikt inny, poza nim, tu się nigdy nie wybuduje. I nie musi to dotyczyć tylko tej naszej maleńkiej działki.

 

Dziękuję za uwagę

Ireneusz Haczewski

Zezwalam na przedruk tekstu w całości, bez uzgodnień.

Przedruk fragmentów wymaga jednak autoryzacji.

Dane osobowe (adres, telefon) podlegają ochronie, zgodnie z prawem.

Czytany 7915 razy