Wydrukuj tę stronę

Gigant w Karpaczu do rozbiórki

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

Minister kultury zdecydował. Hotel Gołębiewski musi zmaleć o dwa piętra, bo niszczy sudecki krajobraz

– Nie ukrywam, że były naciski różnych stron, ale uznałem, że tamtejszy krajobraz jest zbyt cennym walorem. Uhonorowałem też lokalne środowiska zaangażowane w obronę wartości kulturowych – mówi "Rz" minister kultury Bogdan Zdrojewski.

Decyzję podjął w ostatnich dniach grudnia. Oznacza ona, że Tadeusz Gołębiewski, który wybudował w Karpaczu hotel, będzie musiał zlikwidować w nim dwa piętra i zmienić pokrycie dachu liczącego ponad 30 tys. mkw. powierzchni.

Złamano prawo

Losy obiektu ważyły się od lipca. Jego rozbiórki domagało się Stowarzyszenie Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej. Jego wątpliwości podzielili konserwator zabytków (kurort w całości wpisany jest do rejestru zabytków) i nadzór budowlany.

Powód? Ogromny obiekt – o powierzchni 116 tys. mkw., czyli większej od warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, 880 pokoi, 18 apartamentów, 32 sale konferencyjne, centrum spa – został wybudowany niezgodnie z projektem. W projekcie jest bowiem 630 pokojów, a powierzchnia ogólna mniejsza o 16 tys. mkw. Budynek narusza też plan zagospodarowania przestrzennego: przewyższa maksymalną dopuszczalną wysokość o 4,5 metra, ma dziewięć, a nie siedem pięter. "Rz" pisała o tym w listopadzie.

Choć powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Jeleniej Górze uznał, że naruszenie jest poważne, w grudniu wydał zgodę na częściowe – 120 pokoi – uruchomienie obiektu. Tłumaczył, że obowiązuje tylko przez rok i że z niecierpliwością czekali na to mieszkańcy i władze Karpacza.

Bo hotel jest znaczącym pracodawcą – pracę już dostało w nim 100 osób, docelowo ma ich być ok. 500.

Wkracza konserwator

Jedynym ratunkiem dla zachowania hotelu w dotychczasowym kształcie była zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. Władze Karpacza zapoczątkowały procedurę dostosowania planu do zbudowanego obiektu. Ale na podwyższenie maksymalnej dopuszczalnej wysokości nie zgodził się wojewódzki konserwator zabytków w Jeleniej Górze. Wojciech Kapałczyński uznał, że hotel i tak przewyższa okoliczne wzgórza i narusza tzw. osi widokowe, a ponadto pokryto go blachą, a nie łupkiem nawiązującym do miejscowej architektury.

W tej sytuacji uratować hotel mogło już tylko podważenie sprzeciwu konserwatora przez ministra kultury. Z takim wnioskiem władze Karpacza wystąpiły w lipcu 2010 r.

– Miał braki formalne, uzupełniono go dopiero pod koniec listopada – wyjaśnia "Rz" Zdrojewski. – Podjąłem decyzję o utrzymaniu w mocy postanowienia konserwatora.

Budynek przytłacza

Stowarzyszenie Ochrony Krajobrazu, które od początku walczyło z inwestycją, zainteresowało sprawą rzecznika praw obywatelskich i NIK. Apelowało też do ministra kultury, by nie legitymizował samowoli.

Gdy w połowie grudnia Gołębiewski otworzył pierwsze 120 pokojów dla gości, list do ministra wystosowali dolnośląscy architekci. "Gabaryty powstającego obiektu przeczą wszelkim zasadom ładu przestrzennego, niszczą walory krajobrazu miejskiego Karpacza i w żadnej mierze nie nawiązują do lokalnej tradycji architektonicznej" – pisali Zbigniew Maćków, przewodniczący Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów, Marek Wiland, szef Zachodniej Okręgowej Izby Urbanistów, i Wojciech Drajewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Architektów Polskich Oddział w Jeleniej Górze. – Budynek przytłacza otoczenie, powodując, naszym zdaniem, nieodwracalne zniszczenia w historycznie ukształtowanym krajobrazie miasta".

Będzie finał w sądzie?

Podjęta przez ministra Zdrojewskiego decyzja jest ostateczna i wyczerpuje tryb administracyjny. Ale władze miasta i inwestor będą mogli zaskarżyć ją w sądzie. – Na razie jej nie dostałem, ale jest dla mnie dużym zaskoczeniem – nie kryje burmistrz Karpacza Bogdan Malinowski. – Być może wystąpimy na drogę sądową, ale to zmartwienie głównie inwestora, nie nasze.

Tadeusz Gołębiewski też nie otrzymał jeszcze dokumentu z ministerstwa. – Nie wiem, co zrobię, przeanalizują to najpierw moi prawnicy – mówi "Rz". – Nie szacowałem nawet, ile mogłyby mnie kosztować wymagane zmiany.

Z decyzji ministra Zdrojewskiego cieszy się Sławomir Lange, prezes Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu. – Doskonale, że podzielił on zdanie obrońców krajobrazu, choć nie spodziewałem się innego rozstrzygnięcia w państwie prawa – zauważa.

Rzeczpospolita
Czytany 9740 razy