Wydrukuj tę stronę

„Dożynanie” Kazimierza Cz. IX - Uchwała nr 130.....

Oceń ten artykuł
(9 głosów)

Wielokrotnie wskazywałem na niekorzystne dla miasteczka praktyki stosowane w kazimierskim magistracie. Zwracałem również uwagę na kierunki wyznaczone przez „Organizację”, która ma rzeczywistą władzę w mieście. Jak sądzę, głównym zadaniem i kierunkiem działania tych ludzi jest wysiedlenie autochtonów. Założenia „Organizacji” są stare jak świat. Chodzi o pozbawienie Kazimierzaków zarabiania godziwych pieniędzy w miejscu zamieszkania, czyli mówiąc krótko chodzi o uniemożliwienie mieszkańcom prowadzenia własnej działalności gospodarczej, bądź skuteczne jej utrudnianie. Zapyta ktoś - po co? To jakiś absurd! Otóż nie. Gdyby znaczna część mieszkańców posiadała w miarę dobrze funkcjonujący biznes, miałaby większy wpływ na życie społeczne, bez względu na różnice zdań i podziały jakie byłyby między nami. Cel nasz byłby niezależnie od podziałów wspólny, tzn. kreowanie kierunku miasta, aby nie zachwiać równowagi w ładzie przestrzennym i zachować miasto w takim kształcie, aby cały czas cieszyło się uznaniem i powodzeniem zarówno mieszkańców jak i odwiedzających gości. Ponadto dla miejscowej władzy oznaczałoby to, że średnio zamożni mieszkańcy, czyli większość z nas, miałaby zdecydowanie większy wpływ na decyzje władz i nie dałaby się dyskryminować. Swoistym przykładem takiego działania obywatelskiego było powołanie w 2001 roku Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców. Do dzisiaj jego działania spędzają sen z powiek wszystkich ekip rządzących naszym miastem.

Podniesienie statusu społecznego wiąże się z wieloma korzyściami, m.in.: z dostępnością do profesjonalnych porad prawnych, co z uwagi na wysokie koszta jest obecnie poza zasięgiem większości obywateli. Poza tym mniejszą liczbą mieszkańców łatwiej manipulować. Przypomnijmy, że to nie przyjezdni głosują tylko swoi, więc trzeba robić wszystko (podobnie jak na szczeblu centralnym), aby wyeliminować młodzież z życia publicznego. Zamożni nie biorą udziału w życiu społecznym, nie wybierają burmistrza, rady miejskiej, nie głosują, ale i nie protestują. No chyba, że coś wymknie im się spod kontroli, wtedy protestują i to skutecznie. Potrafią to robić, flagowym przykładem takiego protestu była akcja OKOKK, w sprawie kazimierskich kamieniołomów. Wtedy establishment uruchamia swoje „zbrojne ramię partii”, czyli media głównego nurtu ideologicznego i … załatwiają temat. Natomiast kiedy do Kazimierza przyjeżdża impertynent i buduje kolejny hotel, kolejną willę bez pozwoleń w miejscu gdzie przez stulecia nie pozwalano budować, kiedy niszczy środowisko naturalne, wówczas establishment chowa głowy w piasek i milczy. Oczywiście nie generalizuję, bywają wyjątki, niestety bardzo rzadko.

Miejscowi są potrzebni jako relikt przeszłości i tania siła robocza, do sprzątania, gotowania, niańczenia dzieci, koszenia trawników itp. Niech sobie funkcjonują na poziomie XIX wiecznych czworaków. Zakładanie własnych firm, budowanie domów dla siebie, czy pensjonatów to nie w Kazimierzu. Kazimierzaków zapraszamy do ościennych gmin, bo w naszej gminie nie ma dla was miejsca. Miejscowym w sposób skrajny utrudnia się „zapuszczanie korzeni”, między innymi poprzez zapisy w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Dobitnym tego przykładem jest właśnie wyłożone Studium. Nowe tereny budowlane przeznaczone są w zdecydowanym stopniu dla ludzi z zewnątrz. Nowe tereny dla pensjonatów wyznaczone są wyłącznie dla „chamów” (cytat jednego z mieszkańców na przedostatniej sesji RM). Brak możliwości rozwoju powoduje to, że to głównie młodzi ludzie wyjeżdżają, a pozostali siedzą cicho. Dzieje się tak dlatego, że spora grupa społeczna pracuje w lokalnej budżetówce podległej burmistrzowi i nikt nie chce się narażać, co jest oczywiście zrozumiałe. Szkolnictwo gminne jest tego przykładem. Ponieważ sposób funkcjonowania naszego kraju jest niestety ułomny i lgnie w błocie biurokracji, załatwienie jakiejkolwiek sprawy związanej z inwestycją jest dla przeciętnego obywatela drogą przez mękę. W naszej gminie głównym kierunkiem rozwoju jest i zapewne zostanie - turystyka, jakiekolwiek działania związane z inwestycjami infrastruktury turystycznej są zależne od zapisów w planie zagospodarowania przestrzennego. Nie można wybudować pensjonatu, bądź nawet adaptować istniejącego budynku na pensjonat, jeśli nie ma takiego zapisu w Planie, a ten z kolei zależy od burmistrza, Rady i oczywiście establishmentu. Uznaniowość jest głównym kryterium, które decyduje o zmianach w Planie. Zapisy o symbolach MP i UT należą w większości do wpływowych przyjezdnych. Jeśli ktoś poda mi jeden przykład, iż zapisy UT ma ktoś nie związany z establishmentem - głośno przeproszę, za to co napisałem. Zapis taki można zmienić przez opracowanie projektu i następnie podjęcie uchwały. Projekt na zlecenie burmistrza robi biuro projektowo – urbanistyczne, za które trzeba zapłacić średnio ok. 15 tys. złotych. I to niezależnie czy mamy do opracowania jedną, czy pięć działek. Reszta to bułka z masłem, zwłaszcza jeśli zmiana jest na rękę burmistrzowi. W przeciwnym razie może się wiele wydarzyć. Jeśli burmistrz nie chce dokonać zmian w Planie, to tego nie robi. „Zmusić” może go Rada Miejska, ale jeśli burmistrz ma „swojego” przewodniczącego, to może wszystko i z reguły tak zazwyczaj jest. Mimo, że statut gminy daje co najmniej 3 radnym możliwość inicjatywy uchwałodawczej, przewodniczący może to bez konsekwencji skutecznie zablokować. Jako ciekawostkę podam, że o zmianę statutu gminy o rozszerzenie inicjatywy uchwałodawczej o grupę wystąpił radny Rafał Suszek, który przygotował projekt uchwały. Niestety ciągle napotyka na ścianę niemożliwości i obstrukcje zarówno burmistrza jak i urzędników. Prawnik praktycznie nie jest dostępny. Wygląda na to, że za własne pieniądze będziemy musieli konsultować ważne aspekty prawne dotyczące miasta.

Wracając do meritum. Zmiany w Planie (obecnie w Studium) to podstawa rozwoju gospodarczego w naszej gminie i egzystencji mieszkańców, jest w obecnej chwili fundamentem wszelkich działań. Nie jest przypadkiem, że miejscowi nie mają możliwości zmian w planie w trybie indywidualnym. Jedyny przypadek dotyczył człowieka burmistrza. W rzeczywistości uchwały w sprawie zmian dotyczą ludzi z zewnątrz i możemy temu zjawisku nadać miano ułomnej tradycji. Jak pamiętam od uchwalenia planu dla całej gminy (17 czerwiec 1998 r.) do chwili obecnej podjęto kilkadziesiąt uchwał w sprawie zmian w MPZP. Niemalże wszystkie dotyczyły wpływowych osób. Jedną z takich była uchwała nr XXI/130/04 z dnia 09 września 2004 roku. Zapraszam do zapoznania się z materiałami, celowo pomijam komentarz. Państwu pozostawiam ocenę całego przedsięwzięcia. I jeszcze coś! W tej sprawie, w czasie podejmowania uchwały żaden z radnych ówczesnej Rady Miejskiej nie zadał jednego pytania o zasadność tych zmian i o ich efektywność. Nie było żadnych wątpliwości…

J.K.

alt

Czytany 8382 razy