Wydrukuj tę stronę

Dyskusja publiczna nad Studium.

Oceń ten artykuł
(17 głosów)

Obawy burmistrza i nas radnych, związane z możliwym burzliwym charakterem dyskusji publicznej nad wyłożonym projektem studium były nieuzasadnione. Po czterech dniach dyskusji można śmiało powiedzieć, że było spokojne, chociaż nie brakowało gorzkich słów, a nawet zarzutów kierowych pod adresem władz miasta. Mimo licznych kontrowersji dyskusja była merytoryczna, odnosiła się głównie do konkretnych działek „osób wyeliminowanych” (tych co się „załapali” - nie było). Głosy pokrzywdzonych ludzi było słychać każdego dnia, i słowa: układ, kolesiostwo, uznaniowość itp. pojawiały się często na ustach rozgoryczonych mieszkańców. Oczywiście mieli racje, gdyż większość postulatów była rozpatrywana uznaniowo, a wybrańcy nawet nie musieli składać wniosków - wystarczył jeden telefon. I z tą tezą nikt nie polemizował.Pozytywnie zaskoczyło mnie zachowanie burmistrza Żurawickiego. Nie wiem, czy było to spowodowane strachem, poczuciem winy, czy głęboką przemianą, w każdym razie tak pokornego burmistrza dawno nie widziałem.Absolutnie panu burmistrzowi zabrakło pewności siebie. W obliczu zbuntowanego ludu władze tracili nie tylko burmistrzowie, ale najwięksi władcy tego świata. Pan burmistrz Grzegorz Dunia po pierwszym dniu dyskusji wyjechał do Warszawy, podobno do prezydenta, nie wiemy tylko którego. Jak ABW zamknie mi blog to znaczy, że był u prezydenta Komorowskiego Bronisława.Wracając do meritum, na spotkaniu poinformowano nas, że 45% wniosków było rozpatrzonych pozytywnie. Ta liczba sprowadzająca losy ludzi do wymiaru statystycznego tak naprawdę niewiele nam mówi. Na pewno odbiera pozostałym możliwość ubiegania się o odrolnienie na następne 20 lat, głównie autochtonom, dlatego tak ważne jest rzetelne rozpatrzenie i zastanowieniem się nad każdym wnioskiem. W najbliższym czasie przedstawię zarys tej patologii, na podstawie konkretnych przykładów wskażę, że studium to wyznaczenie nowych terenów budowlanych dla osób z establishmentu. O tym czy działka ma być czy nie być budowlaną, nie decydowały względy merytoryczne, a w niektórych przypadkach decydowały uknute przez „zainteresowanych” konstrukcje gramatyczno-stylistyczne pt. „tunele ekologiczne”, „projektowane systemy ekologiczne gminy”, „pomnik historii” i inne temu podobne frazesy. Nazwisko i numer działki w zasadzie decydowało o tym komu przekwalifikowano działkę. Wygląda na to, że ten reglamentowany przywilej głównie osób wpływowych, stał się głównym celem samym w sobie planistów. Studium czytałem wielokrotnie, zarówno kierunki jak i uwarunkowania, i spodziewałem się czegoś więcej niż wyznaczenia nowych terenów budowlanych. W obecnym studium zabrakło analizy dotyczącej chłonności turystycznej miasta. Taka analiza jest fundamentalna dla sprawnego funkcjonowania przemysłu turystycznego, mówi bowiem o tym ile osób może przebywać na danym terenie bez szkody dla tego terenu. W poprzednim studium takie opracowanie było wykonane i podawało informację o maksymalnej dopuszczalnej liczbie turystów na terenie Kazimierza Dolnego, która nie może przekroczyć 2 tys. Na pytanie o te braki, projektantka Pani Anna Bereś odpowiedziała (cyt z pamięci): „A kto to policzy, przestrzeń publiczna jest nieograniczona - chociaż zamknięta”.Słowa planistkinie pozostawiają złudzeń...Chciałbym też dowiedzieć się od planistów jaki procent działek, które zostały odrzucone w poprzednim studium (uchwalone 1995 r.) obecnie uzyskały aprobatę i są budowlanymi. Czy tereny, które w tym studium nie są odrolnione, w następnym studium będą? To co wczoraj było polem, nieużytkiem dzisiaj jest działką budowlaną, tyle tylko, że w tzw. międzyczasie zmienił się właściciel. W tekście studium zauważyłem wiele sformułowań zgubnych dla miasta i zapewniam, że nie są to lapsusy słowne. Zapisy mówiące o możliwości budowania domów z płaskimi dachami (sic!), wyznaczanie terenów pod zabudowę w terenach zalewowych rz. Wisły, wyznaczenie nowych terenów budowlanych pod kompleksy turystyki przemysłowej w Witoszynie (perfidnie nazwane uzdrowiskowymi), wyznaczenie terenów budowlanych w punktach widokowych - to tylko część zarzutów. Wszechobecna jest dowolność mająca sprostać zapędom agresywnych inwestorów. Zapisy te świadczą o tym, że nie zadbano o ochronę miasta, a wszystko wskazuje na to, że studium tworzono głównie pod kontem przyszłych inwestorów i osób wpływowych, a strzęp dobrych zapisów to … efekt uboczny. Projektowi studium należy się przyjrzeć i w konkretnych przypadkach stanowczo zaprotestować. Uznaniowość w uwzględnianiu wniosków przypomina trochę ruletkę, a zmiany w studium w kazimierskich realiach kojarzą się zhazardem.Wrócę na chwilę do „płaskich dachów”. Otóż takie rozwiązania nie są czymś nowym, a w realiach kazimierskich nie są wynikiem twórczych myśli architekta, a jedynie względami czysto ekonomicznymi. Chodzi bowiem o to, aby na poddaszu weszło jak najwięcej pokoi bez nadmiernych skosów. Wygląda to ohydnie, ale „specjaliści” twierdzą, że piękno to rzecz gustu. Niepokoi taki kierunek, chociaż obecny Plan zagospodarowania nie przewiduje takiej możliwości, te zgubne dla krajobrazu rozwiązania są już wprowadzane. I tak np. nowy obiekt koło baru Rybka, potocznie nazywany Stodołą, ma dwa dachy równoległe. Takie rozwiązanie pozwoliło zmieścić dwukrotnie więcej pokoi niż przy tradycyjnych dachach, czyli kąt 450. Po raz kolejny zapytałem planistkę o powód takich nowatorskich rozwiązań, odpowiedź brzmiała: „A dokąd chcecie patrzeć na ten historyczny Kazimierz, teraz są nowe kierunki”. Odpowiedź zszokowała nie tylko mnie, ale i obecnych na sali mieszkańców. Jedyny pocieszający aspekt to taki, że Rada miejska wespół z planistami przyjrzy się uwagom, tylko ile czasu to nam zajmie skoro 6 lat było mało dla planistów? Niestety na spotkaniach zabrakło specjalistów od opinii… Nie było przedstawicieli Towarzystwa Ochrony Zabytków, zabrakło również kazimierskich architektów, poza Panem Bartłomiejem Pniewskim występującym zarówno w swoim imieniu (jest to jedyny przedstawiciel organizacji społecznych uczestniczący aktywnie w życiu publicznym ) jak i TPK. Reasumując, ta 4-dniowa dyskusja publiczna (planiści w swojej karierze doświadczyli dyskusji wyłącznie 1 dniowych), rozpoczynająca się o dogodnej dla urzędników godzinie pokazała, komu nie zależy na rozmowie, merytorycznym sporze o przyszłość naszego miasteczka i jego mieszkańców.

J.K.

Czytany 5464 razy