zapiski z codzienności - Blog Kazimierski
Niedziela, 27 stycznia 2019 22:31

Zapiski z codzienności, 26 stycznia 2019 r

24 stycznia 2019 w wieku 83 lat zmarł Jan Giza. Wspaniały lekarz, który przez kilkadziesiąt lat z dużym powodzeniem leczył, a także pomagał chorym. Był lekarzem cieszącym się ogromnym poważaniem w lokalnej społeczności gminy Kazimierz Dolny i w całej okolicy. Był też bardzo aktywnym społecznikiem, wieloletnim członkiem Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierz Dolny, a także członkiem kilku innych towarzystw (m.in. towarzystwa „Optymalni”). Doktor Giza pomagał całym zastępom chorych nie tylko z naszej gminy, ale i z całej Polski. Był lekarzem z ogromną praktyką i mimo, że nie był utytułowany nazywany był powszechnie doktorem. Jego wiedza z różnych dziedzin, nie tylko ze świata medycyny, w pełni zasługiwała na taki tytuł. Jasiu Giza był w pełni świadomym lekarzem, jednym z niewielu, którzy prawdziwie rozumieli swoje powołanie -…być lekarzem to być na służbie. To jest wyższa forma pomagania ludziom… To mieć powołanie z wysoko szlachetnych pobudek. Dzielił się swoją wiedzą z innymi, ze wszystkimi, którzy chcieli go słuchać.

Chyba najważniejszym, w jego niezwykle aktywnym życiu, był fakt, że był prekursorem Apiterapii w Polsce –mało znanej dziedziny medycyny naturalnej związanej z produktami pszczelimi. Jeszcze na pocz. lat 80-ch zorganizował na swojej posesji, przy ulicy Krakowskiej pierwszą w Polsce klinikę apiterapii, gdzie leczył jadem pszczelim. Odtąd do Jasia Gizy zaczęły się zjeżdżać rzesze zdesperowanych pacjentów, którzy  w produktach pszczelich widzieli ratunek dla siebie.  

We wrześniu 2017 zacząłem zbierać materiały do napisania większego opracowania (książki?) na temat apiterapii i Jasia Gizy. Wykonałem wiele fotografii w jego domu  w Witoszynie, gdzie Jan spędził ostatnie kilkanaście lat swojego bardzo pracowitego życia. Gdzie pielęgnował swój ogród, stawy i wciąż marzył o wielkiej klinice apiterapii. Na jego domu w Witoszynie zawsze wisiała polska flaga.

giza dom

Opracowanie to zacząłem opowieścią Jasia: 

„Witaj słoneczko widzialne światło niewidzialnego Boga” (u Hucułów)

Góra z której wypływa źródełko w Witoszynie dudni –taka jest legenda.

Witoszyn –kiedy król Kazimierz Wielki przyjechał w te strony wizytować swoje posiadłości, przywitał go jego syn z nieprawego łoża –Wito Syn Ciebie Królu. I tak zostało, Witoszyn…

Jana Gizę poznałem na początku lat 80-tych ubiegłego wieku, więc prawie 40 lat temu. W tym czasie miał on już swój nowy, piękny dom przy ulicy Krakowskiej w Kazimierzu Dolnym, gdzie mieszkał z żoną i dwiema córkami. Jan był już wtedy znanym w okolicy lekarzem, a także aktywnym członkiem TPKD.

Jan Giza urodził się w 1936 r. w Braciejowicach (Powiśle k. Kazimierza Dln.) w rodzinie chłopskiej. Ojciec był chmielarzem.                                                                       

Jan ukończył Akademię Medyczną w Lublinie. Dyplom w roku 1961. Średnią szkołę (liceum) ukończył w Kazimierzu Dolnym, ale wcześniej uczęszczał do szkół w Opolu Lubelskim…

Angażując się w pracę w TPMKD bywałem często u Jasia na Krakowskiej. Wtedy był szeroko znanym w okolicy lekarzem. Jego klinika apiterapii zyskiwała coraz większy rozgłos w kraju i także za granicą. Do Kazimierza przybywały całe delegacje ludzi, którzy chcieli dowiedzieć się coś o leczeniu jadem pszczelim.

Ponownie moje kontakty z Janem stały się częstsze kilka lat temu, w roku 2013. Wtedy zaprosił mnie po raz pierwszy na jedno ze swoich comiesięcznych spotkań z medycyną naturalną, które prowadził regularnie, co miesiąc w swoim domu w Witoszynie. Te non –profit, wspaniałe spotkania zwykle odbywały się przy 30 -40-sto osobowym audytorium. Przed kilkoma laty Janek, sam będący już w podeszłym wieku, poprosił mnie o poprowadzenie w zastępstwie swoich spotkań.

Podjąłem się tego zadania z wielkim zapałem i wkrótce siedzibę spotkań przeniosłem do Kazimierskiego Domu Kultury (KOKPiT), który odtąd co miesiąc udzielał nam gościny. Nasze „Spotkania z Medycyną Naturalną”, które nazywaliśmy spotkaniami im. dr. Jana Gizy odwiedzali często ludzie z odległych miast. Zyskiwaliśmy coraz bardziej na popularności, aż w końcu, w roku 2016 założyliśmy Fundację Zielony Kazimierz…                    

                                                                                   Cześć jego pamięci!

                                                                                       –Tadeusz Strzępek

jG portret Lato 2017

Pogrzeb Jana Gizy odbędzie w Kazimierzu Dolnym, we wtorek 29 stycznia o godzinie 14.30 w kościele farnym. Różaniec o godzinie 14.00.

Dział: Z Miasta

źródło foto /z drona Kazimierz Dolny shutterstock_95426437/

Zapiski z codzienności           14 grudnia 2018 r 

Kazimierz Dolny -Smart City –Mądre Miasto

Nasz podległy zachodnim korporacjom rząd chce uczynić Polskę liderem w Europie w uruchomieniu technologii najnowszej generacji -5G. Dzięki czemu połączymy się z Internetem zawsze i wszędzie. Brzmi to zachęcająco dla przeciętnego użytkownika Sieci. Niestety, jest to technologia całkowicie nieprzebadana pod kątem wpływu na świat ożywiony, która drastycznie zwiększy i tak już wysoki poziom otaczającego nas elektro -smogu.

 Świadomość społeczeństwa w tym temacie jest mała, prawie żadna, a tempo prac ministerstwa cyfryzacji – ogromne.

Polska stała się poletkiem doświadczalny również w tej dziedzinie. Obok szczepień, chemizacji żywności i polityki zniszczenia rolnictwa 5 G stanie się wkrótce elementarnym narzędziem depopulacyjnym.                                                       

Na fb powstała nieformalna grupa: POLSKIE NIE DLA 5G!, na której można znaleźć informacje oraz propozycje działań, które mogą pokrzyżować plany naszym rządzącym. https://www.facebook.com/search/top/?q=polskie%20nie%20dla%205g&epa=SEARCH_BOX

Trzeba działać, bo jak nie my, to kto nas ochroni?…

Kto zna książki Georga Orwella, ten wie, że temu autorowi w roku 1949 (Rok 1984 - Nineteen Eighty-Four) nawet się nie śniło jak daleko posunie się technologia służąca do kontroli mas ludzkich. Technologia 5 G w połączeniu z siecią Internetową to nic innego jak kompleksowa kontrola nad nami wszystkimi.

Kilkanaście dni temu zaciekawiony jakimiś pracami w wąwozie w kierunku wiatraka  w Mięćmierzu poszedłem tam na spacer. Zobaczyłem niedużą koparkę i gruby kabel zakopywany przez sprawną ekipę w trudnym skalistym podłożu. Nawierzchnia wąwozu zryta i pozostawiona sama sobie –reszty dokona natura.

W wielu miejscach końcówki kabla były wyprowadzane na górę, jakby przyłącza elektryczne do skrzynek.

Uspokoiłem się nieco gdy porozmawiałem z byłym burmistrzem Andrzejem Pisulą, który powiedział, że to Orange ciągnie światłowody do sieci telefonicznej i Internetowej. Pan Andrzej powiedział też, że byli u niego w czerwcu tego przedstawiciele T-Mobile i proponowali mu podpisanie umowy na sieć 5 –G, ale on świadomie nie podpisał. Co uczyni kolejny burmistrz? To tylko zależy od nas i od naszej świadomości. W to, że to tylko światłowody Orange nie bardzo wierzę.Czy to Orange, czy T-mobile, czy jakiś inny dostawca sieci telefonii komórkowej to jedna cholera. Oni wszyscy razem współdziałają i wszyscy są wspierani przez te same siły, które zniewalają naród polski.

Szanowni Państwo obserwujmy co dzieje się w naszym miasteczku.To nasza gmina i nasza przestrzeń. Nie pozwólmy jej zniszczyć.

Zajawką tego projektu są krótkie filmiki na Youtubie, w których w sposób kłamliwy usiłują nas przekonać jakie to nowoczesne i pożądane.

 https://www.youtube.com/watch?time_continue=1&v=dqwSYuhqqSE

https://www.youtube.com/watch?time_continue=2&v=WScyeX5UDxg

Holenderski biznesmen –pan Andreas Maierhofer, prezes T-mobile Polska, nie potrafiący słowa po polsku, wciska nam ciemnotę, że robią nam tutaj coś za darmo i jakie wspaniałości będziemy mieć z tego, że uczynią nas smart. Traktując nas przy tym jak mieszkańców Bantustanu. Po coś pan tutaj przyjechał panie Maierhofer? Robić interesy na mało świadomym ludku nadwiślańskim? Czy może z polecenia naszych administratorów z pod londyńskiego pałacu? Czy wiecie jaką pensję ma ten prezes? http://samcik.blox.pl/2017/03/45000-zl-dziennie-Tyle-zarabia-najdrozszy-prezes.html

Niech pan sobie robi takie wspaniałości w Holandii, ale nie u nas. WON!

Po włączeniu masztu 5 G w Holandii kilkaset ptaków lecących na południe na zimowisko padło. Tak samo umierać będą ludzie.

Miasto Denn Haag (Holandia) - w okolicach dworca kolejowego zainstalowano pierwszy testowy maszt 5G, zobacz co działo się z ptactwem. Ewidentnie widać, że 5G to bardzo silna toksyna. Warto przypomnieć, że maszty 2G, 3G, 4G również wywołują masowo nowotwory, oraz choroby autoimmunologiczne, robią to już od ponad 20 lat. Zobaczcie Państwo jakie to są przekręty, teraz będą myśleć jak to wprowadzić legalnie na rynek tak, aby ludzi się nie zorientowali, że umierają od anten.

https://www.youtube.com/watch?v=irpq3M9HDZQ

https://www.youtube.com/watch?v=Wx5Xyb6g6w8

https://www.youtube.com/watch?v=jdDpfLmGA0s

Wprowadzanie 5 G ma wiele aspektów. To totalna inwigilacja i sterowanie masami ludzkimi. Tak jakby było to bezwolne bydło. To wszechobecność orwellowskiego Wielkiego Brata. To sterowanie umysłem, powodowanie bezpłodności całych populacji i wreszcie możliwość uśmiercania każdego, w dowolnym miejscu.

Inżynierowie ostrzegają! Maszty GSM, smartfony i domowe routery Wi-Fi to zabijanie ludzi!

https://www.youtube.com/watch?v=D2XRWNJ7_Js

                                                                             Kochani, obudźcie się!

                                                                                      -Tadeusz Strzępek

Dział: Z Miasta
Wtorek, 09 października 2018 09:28

Zapiski z codzienności 08 października 2018

Zapiski z codzienności 08 października 2018

 

Kilka dni temu spotkałem się z Maxem Wieliczko –Polakiem urodzonym w Londynie.

Max przed dwudziestu laty kupił w Mięćmierzu piękną, zabytkową stodołę, krytą strzechą. Stodołę starannie wyremontował i zaadaptował do celów mieszkalnych.W tym roku stodoła została pokryta piękną nową strzechą, co nadało jej wyróżniający się w okolicy charakter. Pan Max wydał sporo swoich pieniędzy na tę nową strzechę. Zapewne więcej niż gdyby pokrył tę stodołę np. blachą, która bez wątpienia byłaby trwalsza. Kiedy zapytałem pana Maxa dlaczego inwestuje w tę stodołę tyle pracy i pieniędzy opowiedział mi o swoim ojcu, który będąc lotnikiem znalazł się w Anglii w roku 1940 zaraz po ewakuacji polskich żołnierzy z Dunkierki.Pan Wieliczko –senior nigdy do Polski nie wrócił. Przekazał jednak swojemu urodzonemu w Londynie synowi miłość do Polski. Nauczył go języka polskiego i zaszczepił mu wrażliwość, której brakuje niejednemu mieszkającemu w Polsce Polakowi. Max pokazał mi fotografie prac malarskich swojego ojca, który nawet prowadził w Londynie swoją galerię. Prace przedstawiają polskie pola, chałupy kryte strzechą i pejzaże zastygłe we wspomnieniach lotnika -malarza.

Rozmawialiśmy po polsku. Nie wyczułem w języku Maxa obcego akcentu, tak częstego u Polaków, którzy dopiero co wyjechali z Polski za chlebem.     Max ze wzburzeniem opowiedział mi o swoim  wrażeniu z wczorajszego spaceru w kierunku szkoły zawodowej w Kazimierzu. Zapytał: widziałeś co oni tam robią, na ulicy Nadwiślańskiej? Nie, dawno tam nie byłem -odpowiedziałem.Zmieniają nawierzchnię, wyrzucają stare kamienie polne i brukują ulicę równymi kostkami granitowymi. Max popukał się w czoło i powiedział, że nie mieści mu się to w głowie. To wyrzucanie pieniędzy w błoto. Po pierwsze: w miasteczku są inne ważniejsze inwestycje –chociażby od lat czekające w kolejce ulice Podzamcze, Puławska, Krzywe Koło, czy wreszcie droga do Mięćmierza. Po drugie: to tak jakbym bez oglądania się na piękno, swoją stodołę pokrył blachą.

Więc: według zdrowego, chłopskiego rozumu, a także według rozumu człowieka wrażliwego i dobrego gospodarza, jeśli tę ulicę chcielibyśmy wyremontować należałoby tylko przełożyć stary, piękny bruk. Ułożyć równo na odpowiednim podłożu, w taki sposób, żeby zachować pierwotny charakter ulicy. Inwestowanie w solidne, przeskalowane, granitowe krawężniki i w granitowe kostki, przygotowane pod czołgowe podjazdy, które nigdy nie były charakterystyczne dla naszego miasteczka mija się ze zdrowym rozumem i menadżerskim postępowaniem.

W taki sposób brukuje się podjazdy przed bogatymi pałacami, albo rezydencjami zamożnych milionerów. Nawet pod Wersalem, albo Luwrem nie ma takiej rozrzutności. Wyobraźmy sobie, że w taki sposób zostaną wybrukowane wszystkie uliczki w miasteczku. Wydamy na ten cel horrendalne kwoty, potrzebne na drogi w innych miejscach, w całej gminie. Miasteczko straci zabytkowy charakter przyciągający wciąż jeszcze rzesze wielbicieli, malarzy i innych artystów.Granitu nie ma w okolicy, żaden nasz przodek nie użyłby go na brukowanie swojego podwórka. Granit trzeba przywlec z dalekiego Strzegomia, albo innych odległych kamieniołomów. Czyżby panowie decydenci pozbawieni byli kompletnie wrażliwości? Czyżby pan konserwator nie wiedział, że brukowanie granitem w Kazimierzu to tak jakbyśmy zabytkową stodołę pokryli blachą? To tak, jak przysłowiowa pięść do oka!

Następnego dnia Max poleciał do swojej kancelarii w Londynie, gdzie prowadzi doradztwo prawno –finansowe…

strz12

 Dodam jeszcze, że lubię jeździć do Warszawy prawem brzegiem Wisły przez Maciejowice. Zatrzymuję się tam często. W tym znanym skądinąd miasteczku znajduje się największy Rynek w Polsce wybrukowany pięknymi polnymi kamieniami. I tak ma zostać! Nie potrzebujemy rajdować             po tym rynku samochodami wyścigowymi, ani szpanować wyrzuconymi milionami na granitowe bruki!

                                                                                       -Tadeusz Strzępek

strz13

strz14

Dział: Z Miasta
Poniedziałek, 08 października 2018 20:07

Zapiski z codzienności 23 września 2018

                                                              

Zapiski z codzienności 23 września 2018

 strz3

 

Art. 261. Znieważenie pomnika lub innego publicznie urządzonego miejsca.

Kto znieważa pomnik lub inne miejsce publiczne urządzone w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

https://www.arslege.pl/zniewazenie-pomnika-lub-innego-publicznie-urzadzonego-miejsca/k1/a297/

https://www.arslege.pl/kodeks-karny/k1/

23 września w niedzielę jadąc ok. godz. 16-ej z Kazimierza do Puław zatrzymałem się na chwilę przy pomniku bocznokołowca, który projektowałem przed kilkoma laty. Pomnik, nie dość, że nigdy jest nie dokończony (już cztery lata!) permanentnie jest bezczeszczony. Przed dwoma laty żeby przeszkodzić parkowaniu samochodów tuż pod pomnikiem zainicjowałem ułożenie głazów wokół pomnika. To jednak nie pomogło. Kilka głazów jest już przetoczonych, a z roślinności płożącej się, która miała stanowić naturalną barierę i wyznaczenie terenu wokół pomnika nie pozostało już ani śladu.  

strz2     

23-go września, w czasie święta jesieni, którym, (jak mi wyjaśnił burmistrz), zawiadywało kazimierskie muzeum, ze zgrozą zobaczyłem pod pomnikiem rozstawione stoły i ławki. Dla spożywających kiełbaski z grilla ludzi pomnik nic nie znaczył. Zgroza! Żadnych już świętości!

Powtórzę raz jeszcze tutaj:

Kto znieważa pomnik lub inne miejsce publiczne urządzone w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

Kogo więc należy ukarać? Czy tych, co tam siedzieli spożywając te kiełbaski? Czy tych co te stoły tam rozstawili? A może decydentów imprezy? Panią dyrektor Muzeum? Może burmistrza, że nie zażądał planu imprezy?

Pozostawiam Państwu ten osąd.

Osobiście uważam, że nie szeregowy żołnierz jest winien, a oficer, który wydaje rozkazy… Oczywiście żołnierz powinien też myśleć do kogo strzela.

Za dewastację i znieważenie pomnika wnioskuję o surowe ukaranie osoby odpowiedzialnej za urządzenie tej pięknej skąd inąd imprezy.

 

                                                                                                -Tadeusz Strzępek   

strz4   

Dział: Z Miasta
Środa, 15 sierpnia 2018 05:36

Zapiski z codzienności 11.08.2018

 11 sierpnia 2018 r.

Zaledwie tydzień minął od zamknięcia kolejnego festiwalu filmowego w Kazimierzu Dolnym. Tydzień niezwykle upalny, zakończony burzowym dniem i nieznacznym ochłodzeniem. Zacznę od przypomnienia tego co napisałem rok temu: http://www.januszkowalskikazimierz.pl/z-miasta/z/1584-zapiski-z-codzinnosci-8-sierpnia-2017-r.html

…W Miasteczku trwa kolejny upalny weekend z najazdem wielbicieli kina letniego. Organizatorzy Festiwalu, z budżetem sięgającym dwóch milionów zł., tym razem przygotowali się na upały – rozbili wielki, klimatyzowany namiot na terenie Zespołu Szkół Zawodowych. W oficjalnym pisemku Festiwalu -„Głos Dwubrzeża”, przeczytałem, że Festiwal jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, oraz wspierany jest przez Województwo Lubelskie i przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Nazwy szacowne, ale ich rola w tym festiwalu jest enigmatyczna. Nikt naprawdę nie wie jakie pieniądze są rozdzielane i dlaczego. Co nasze miasto ma z tego i o jaką propagandę chodzi?

Wiedzieli o tym doskonale zarówno twórcy filmów z kilku poprzednich epok, ale też twórcy filmów o zamachu na WTC i o katastrofie Titanica. Według animatorów Nowego Porządku Świata na plan pierwszy wysuwa się masowe duraczenie, również poprzez film, który jest najdoskonalszą, najbardziej sugestywną formą przekazu…

Powtórzę raz jeszcze. Co nasze miasteczko ma z tego? Jakie profity i jaki grosz do kasy miejskiej spłynął? Bo jeśli festiwal już się umocnił i ma wielu sponsorów, to miasto powinno otrzymać swoje co najmniej 20% w gotówce. Wszak to na splendorze miasteczka buduje się marka festiwalowa, a po festiwalu z kasy miejskiej wysupłać trzeba na sprzątanie i obsługę przeciążonej oczyszczalni ścieków, która już nie jest w stanie niczego oczyszczać. Szczególnie w upalne dni, wjeżdżając w obszar naszego pięknego miasteczka wyczuwa się znajomy smrodek.

W dzień targowy, w piątek nie mogąc znaleźć miejsca na parkowanie samochodu zaparkowałem w końcu pod kościołem św. Anny na płatnym parkingu. Za niecałe trzy godziny parkowania zapłaciłem 15 zł. Miasteczko nie jest już nasze, mieszkać w Kazimierzu Dolnym coraz trudniej i nie pomoże w tym nowy sklep spożywczy na Rynku – Lewiatan.

Czy coś się zmieniło przez ten rok? Owszem, lato było jeszcze bardzie upalne i parne. Aż trudno było oddychać ze spiekoty i jeszcze trudniej wytrzymać w festiwalowym namiocie. Najważniejsze jednak: PIĘKNA SZKOŁA JUŻ PRAWIE NA UKOŃCZENIU! WKRÓTCE JEJ OTWARCIE!

Samolotów latających nad gminą Kazimierz Dolny przybyło. W sobotę siedząc na swoim ganku w Mięćmierzu w godzinach 22.00 - 24.00 w wieczornej ciszy naliczyłem około 20 buczących na dużej wysokości samolotów transportowych. Skąd one leciały i dokąd nie wiem. Sprawdziłem na https://flightradar.live/pl. Tych samolotów tam nie było. Nie są to więc pasażerskie loty. W ciągu dnia również ruch lotniczy nad naszą gminą jest teraz ogromny. Bywa, że kilka samolotów na raz kreśli na niebie jakieś znaki… W zasadzie każdej godziny przelatuje nad miasteczkiem kilka samolotów.

WETRNA HORA

Włodek Dembowski w Mięćmierzu - 4 sierpnia 2018

Włodek Dembowski w Mięćmierzu - 4 sierpnia 2018

Włodek Dembowski w Mięćmierzu - 4 sierpnia 2018

Festiwalowi filmowemu towarzyszy w miasteczku wiele imprez. Szczególnie te w Mięćmierzu zwróciły moją uwagę; Na walącym się płocie obok mięćmierskiej studni wisiał przez tydzień cykl pięknych fotografii Tomka Sikory. Fotografie znakomicie wpisywały się w klimat festiwalu – multi-kulti. Ma być kolorowo i bezmyślnie.

Jestem jednym z fanów Włodka Dembowskiego i jego Dziadów Kazimierskich. Uważam, że ten wspaniały muzyk i bart jednocześnie wprowadził do miasteczka niepowtarzalny klimat, który udziela się większości młodych słuchaczy… Sobotnia impreza muzyczna Włodka Dembowskiego i jego „Dziadów Kazimierskich” sprowadziła do Mięćmierza kilkuset fanów tej muzyki. Nawet fatalny dojazd do wsi ich nie odstraszył. Tak trzymaj Włodku! Wróżę Ci wielką karierę.

Na końcu dodać muszę, że naszą gminę nawiedziła znowu straszliwa plaga komarów. Trochę później niż zwykle, ale ze zdwojoną siłą. Przyjmujemy tę plagę jako kolejny dopust boży i z cierpliwością czekamy na jej naturalne zakończenie. W ogóle nie zdając sobie sprawy, że nic już naturalne nie będzie.

Tadeusz Strzępek

 

Dział: Z Miasta

Część I-sza

Pamięci mojej babci – Katarzyny Sułek, która zginęła w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu w roku 1943 z rąk oprawców niemieckich. Razem z nią zginęła jej siostra Julia. Wydali je gestapowcom żydowscy agenci Mojżesza Meryna z getta w Sosnowcu za to, że pomagały Żydom. Przemycały żywność do getta.

Pages from SKMBT C224e18013118370

Zgodnie z ustawą, każdy kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne – będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech. Taka sama kara grozi za „rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu natychmiast poinstruował izraelskiego ambasadora w Warszawie, by spotkał się z premierem Mateuszem Morawieckim i zaapelował o wycofanie projektu ustawy karzącej za sformułowanie „polskie obozy śmierci”. Ta ustawa nie ma podstaw, jestem jej zdecydowanie przeciwny. Nikt nie może zmienić historii, a Holokaust nie może być negowany – powiedział Netanjahu. http://niezalezna.pl/215387-histeria-w-izraelu-nie-pasuje-im-ustawa-karzaca-za-polskie-obozy-smierci

Przeforsowana większością głosów w polskim sejmie ustawa od kilku dni czyni ogromny rejwach  i zamieszanie w różnych mediach na całym świecie. Polakom zachciało się wreszcie wstawać z kolan… https://synonim.net/synonim/rejwach

TO JEST BARDZO PRZEBIEGŁA PROWOKACJA; ŻEBY POLAKÓW POKAZAĆ JAKO ANTYSEMITÓW! Kolejnym ukrytym celem jest przygotowanie światowej opinii publicznej do egzekucji Prawa 447 Kongresu USA nt. restytucji mienia utraconego w wyniku II w. ś. W przypadku Polski jest to wiszące nad nami od lat, 65 mld dolarów na rzecz Żydów. Jeśli prawo przejdzie w systemie USA, nie potrzeba jednak wzmocnienia demonizacją Polaków: światowa opinia publiczna i tak uważa nas za współpracowników Hitlera… (Chcę dodać, że ustawa jest jeszcze nie zatwierdzona.)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tekst poniższy zacząłem pisać w 14-stą rocznicę zburzenia WTC 11 września 2015. Przytaczam tutaj zaledwie krótkie jego fragmenty.

Od wielu lat zajmuję się tematem stosunków polsko-żydowskich. Mając lat 20 pojechałem do Oświęcimia żeby zobaczyć ten straszny obóz, w którym zamęczona została moja babcia. Zginęła razem ze swoją siostrą z rąk oprawców niemieckich pracujących dla „doktora” Mengele. POLSKI WTEDY NIE BYŁO! BYŁA OKUPOWANA PRZEZ ZBRODNIARZY NIEMIECKICH, A OBÓZ GDZIE ZGINĘŁA MOJA BABCIA TEŻ BYŁ NIEMIECKI. Moja babcia nosiła obozowy nr 9973 i znalazła się w obozie wiosną 1942 roku w transporcie Polaków skazanych na zagładę. http://www.auschwitz.org/ Początkowo obóz w Auschwitz przeznaczony był tylko dla ludności polskiej!

Krótka rozprawa o ż(Ż)ydach

W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to nawet wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie.

Co roku, 12 kwietnia, tysiące młodych Izraelczyków w ramach Dnia Pamięci o Shoah przechodzą w Marszu Żywych przez teren byłego obozu Auschwitz-Birkenau. Dla młodych Żydów Polska jest krajem, w którym dokonał się Holokaust ich przodków. Są też przeświadczeni, że Polacy brali w nim udział, bo taki obraz serwowany jest im w szkołach.

Obraz Polaków, jako wspólników Hitlera został już w ostatnich latach utrwalony w literaturze, kinie, mediach i całej światowej przestrzeni informacyjnej. Książki Jerzego Kosińskiego („Malowany ptak”) czy Benjamina Wiłkomirskiego („Urywki z dzieciństwa 1939-1948”) udowodniły, że Polacy zajęli właśnie taką postawę w czasie wojny.

Beletrystyka Kosińskiego i Wiłkomirskiego, której znajomość obowiązuje uczniów izraelskich szkół, traktowana jest niczym historyczne dokumenty. Podobne stereotypy utrwaliło kino. Od czasów dokumentalnego filmu „Shoah” Claude’a Lanzmana przy temacie Holokaustu X-ta muza pokazuje Polaków jako wspólników Hitlera. Obraz ten utrwalają też historycy. Głośnym echem w ostatnich latach odbiła się książka profesora Harvardu Daniela Jonaha Goldhagena „Gorliwi kaci Hitlera”, która stała się nawet czymś w rodzaju biblii „w wersji dla początkujących”. Chyba to właśnie sprawiło, że w światowej przestrzeni informacyjnej, gdy mowa o żydowskiej Zagładzie, w tle pojawia się obraz Polaków jako narodu czynnie w nią zaangażowanego. Co gorsze coraz częściej powielany jest on w Polsce. Wystarczy wspomnieć o głośnej książce Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka”, opisującej żydowski pogrom w Jedwabnem, jakiego mieli dopuścić się tamtejsi mieszkańcy. W szerokim nurcie rzekomej kolaboracji Polaków z Hitlerem utrzymany jest również ostatni film Agnieszki Holland „W ciemności” opowiadający jedną z historii, jakie mogły wydarzyć się w czasach Zagłady.

Przekaz, że Polacy byli wspólnikami Niemców, jest zabiegiem świadomym. Ma zasłonić obraz postaw samych Żydów wobec niemieckiego okupanta. A te, jak pokazują wyniki badań historycznych, nie były monolitem. Wielu Żydów, zanim zostało ofiarami Zagłady, dopuściło się zbrodni największej: kolaboracji i współpracy z oprawcami.                                       

Entuzjazm dla okupantów

Już we wrześniu 1939 r., gdy w Polsce toczyła się jeszcze kampania wojenna, żydowscy mieszkańcy wielu polskich miast i miasteczek witali uroczyście wkraczające oddziały Wehrmachtu. Tak było m.in. w Łodzi i Pabianicach, gdzie z inicjatywy miejscowych Żydów zbudowano nawet ukwiecone triumfalne bramy, a delegacje witały niemieckich żołnierzy chlebem i solą. Taka postawa nie była niczym zaskakującym. Gdy zaczynała się wojna, spora część Żydów była przekonana, że by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, wystarczy jedynie respektować niemiecki porządek. Przyjęcie takiego punktu widzenia w oczywisty sposób nakazywało potępienie tego, co było wcześniej – przedwojennego polskiego państwa, które w ich ocenie nie było nawet w stanie się obronić. Wyrazy tego potępienia widać było jeszcze mocniej na Kresach Wschodnich, 17 września 1939 r. zajętych przez Sowietów. W wielu kresowych miasteczkach równie triumfalnie Żydzi witali okupantów sowieckich. W ich zachowaniu była niejednokrotnie nie tylko radość z upadku polskiego państwa, ale i drwina z samych Polaków.

Według relacji świadków mówili: „Już się wasza zasrana Polska skończyła” albo „chcieliście Polskę bez Żydów, a macie Żydów bez Polski”. Ale na Kresach radość sporej części Żydów nie skończyła się tylko na powitaniu wkraczającej Armii Czerwonej. Jesienią 1939 r. setki kresowych Żydów zaangażowały się w kampanię propagandową przed zaplanowanymi na 22 października sowieckimi wyborami do Zgromadzeń Narodowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, które miały zadecydować o przyłączeniu tych terenów do Związku Sowieckiego. Zdecydowana większość ludności żydowskiej Kresów głosowała właśnie za ich przyłączeniem do Związku Sowieckiego. Porzucenie Polski i entuzjazm dla jej okupantów nie wyrażali jedynie komunizujący jeszcze przed wojną Żydzi…

Jestem poszukiwaczem prawdy. Nie byłem świadkiem tamtych strasznych zdarzeń, urodziłem się po wojnie. Prawdę jednak możemy poznać od wciąż żyjących świadków, z zachowanych dokumentów i wreszcie z analizy materiałów, które są dostępne dla wszystkich; z bibliotek, z Instytutów Pamięci i wreszcie z Internetu…

Oficjalna prawda  o Holokauście i obozach koncentracyjnych jest totalnie zmanipulowana. Zrozumiałem to gdy kolejno, w czasie, oglądałem tablice informujące o liczbie zamordowanych w Auschwitz. Przed 40-stoma laty tablica informowała o 6-ściu milionach, potem, po 20-stu latach zmieniono tablicę na inną, z cyfrą 4 mln., a ostatnio figuruje na tablicy cyfra 1,1 mln… Można by napisać setki stron żeby tę prawdę tylko nieco przybliżyć – są takie opracowania. Nie wszystkie są dostępne. Trzeba by spędzić mnóstwo czasu szperając po przepastnych archiwach… „Kłamstwa powtarzane tysiąc razy stają się prawdą”. https://www.youtube.com/watch?v=eriFh9AoLB4

Również fakty dotyczące ludności żydowskiej w Kazimierzu Dolnym są zafałszowane i niezbyt ściśle opisane. Żydowscy autorzy fałszują historię, nikt ich potem nie poprawia z obawy o posądzenie o antysemityzm. Po I wojnie światowej, liczba żydowskiej ludności Kazimierza spadła do 1382 osób, stanowiących około 40% całej populacji miasteczka. W 1927 r. w całej gminie, tj., w Kazimierzu i okolicznych wsiach mieszkało około 2300 Żydów… https://sztetl.org.pl/pl/miejscowosci/k/49-kazimierz-dolny/99-historia-spolecznosci/137452-historia-spolecznosci

Gdzie indziej przeczytałem: w getcie kazimierskim zgromadzono około 2000 Żydów. Większość z nich stanowili uchodźcy z Puław (skąd wszyscy żydowscy mieszkańcy zostali wyrzuceni w grudniu 1939 roku) oraz z innych miasteczek w regionie… Jeden z mieszkańców Kazimierza, św. pamięci pan Michał Łaszanowski, opowiadał mi, że w ostatnim okresie, tuż przed wymordowaniem, Żydów w Kazimierzu nie było więcej jak ok. 1500…

Dziś tragiczne losy kazimierskich Żydów upamiętnia tablica na ścianie dawnej synagogi. Umieszczono na niej napis o treści: „Ku czci trzech tysięcy polskich obywateli żydowskiej narodowości, dawnych mieszkańców Kazimierza Dolnego, zamordowanych przez okupanta hitlerowskiego w czasie II wojny światowej”.

tablic synagoga

Zarówno treść tej tablicy, jak i cyfra trzy tysiące, są nieprawdziwe, a przynajmniej nieścisłe i pokrętne! Co to znaczy okupant hitlerowski? Zamiast napisać wprost okupant niemiecki, pisze się – hitlerowski, (w innych przypadkach widziałem – nazistowski)… Nie ma żydowskiej narodowości, tak samo jak nie ma katolickiej i muzułmańskiej... Za kolejne 20 lat niedouczone dzieci nie będą wiedziały jakiej narodowości byli hitlerowscy naziści. Albo czy były jakieś niemieckie obozy na terenach polskich. To o to właśnie chodzi. Przedsiębiorstwo Holokaust musi się kręcić.

Wielu Żydom kazimierskim udało się uciec na wschód (chociażby malarz Chaim Goldberg!, rodzina Lichstonów, albo Hilary Minz – późniejszy polityk z rządu Bieruta), wielu przechowały rodziny polskie (chociażby rodzina Góreckich na Górach, która uratowała siedmioro Żydów)… Wielu zmieniło nazwiska na rdzennie polskie. Nie wszyscy zginęli.

                                                                                                                                      -Tadeusz Strzępek

 

P.S. Polecam wszystkim obszerną, dwutomową książkę Douglasa Reed’a: „Strategia Syjonu” – Nieznana historia narodu wybranego. Po jej przeczytaniu (ok. 800 stron) troszeczkę umysł się wam rozjaśni. https://www.youtube.com/watch?v=SSrCLRCo_fg

DSC 2404

W czasie okupacji, kiedy zaczął się terror niemiecki wielu Żydów uratowało się z fałszywymi dokumentami, które polecił wydawać jednemu z kazimierskich notariuszy – panu Stanisławowi Jerzmanowskiemu burmistrz Tadeusz Ulanowski. W ten sposób uratowało się co najmniej dwustu Żydów (tj. ponad 10% kazimierskich Żydów!). Niestety ktoś wydał notariusza, w efekcie czego zginął on w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu… Razem z nim zginął goniec kazimierski – pan Stanisław Eciak z Jeziorszczyzny, który dostarczał ukrywającym się Żydom lewe dokumenty.

Michał Ł. wiedział kto ich wydał i wciąż, do końca życia bał się powiedzieć kto nim był. Ten ktoś żył jeszcze do końca lat 90-ch w Kazimierzu i pobierał sporą, ubecką emeryturę… Burmistrza Ulanowskiego miałem przyjemność znać osobiście. Słuchałem parokrotnie jego kazimierskich opowieści. W młodości, kiedy przyjeżdżałem do Kazimierza jako student warszawskiej ASP, wielokrotnie wynajmowałem pokój w jego domu w Plebance.

 

Cd. P.S. wczoraj (02.02.2018) dowiedziałem się o odważnym wystąpieniu publicznym mojego sąsiada z Męćmierza – pana Seweryna Aszkenazy. Pan Seweryn, jako dotychczas jedyny polski Żyd, odważnie zareagował na antypolską, żydowską hucpę: https://niezlomni.com/tym-wywiadem-zamyka-usta-atakujacym-polske-znany-dzialacz-zydowski-mowi-ciagu-7-dni-zalatwiono-sprawe-ktora-mierzyliscie-sie-70-dodaje-tez-o-naprawde-toczy-sie-gra/

Dziękujemy Panie Sewerynie!

                                                                                                                                        -Tadeusz Strzępek

Dział: Z Miasta
Niedziela, 15 października 2017 11:28

Zapiski z codzienności 30 lipca – 15 września 2017

…Zanim został zamordowany Kadafi każdy Libijczyk chcący zostać rolnikiem otrzymywał prawo do użytkowania ziemi za darmo, dom, sprzęt, żywy inwentarz i nasiona…



 

Ostatnia Krowa

 

We wczesnej młodości, zaraz po studiach w Warszawie, osiedliłem się w Męćmierzu koło Kazimierza Dolnego. Nikt mi wtedy niczego nie dawał. Sam kupiłem niewielką działkę i zbudowałem dom. Ta emigracja wewnętrzna (tak się wtedy to nazywało) miała miejsce jakieś 40 lat temu. Gdyby nie fakt, że paszportu nie otrzymałem w tym czasie z jakiś ważnych wówczas powodów, zapewne wyemigrowałbym gdzieś dalej, za granicę. A tak, utknąłem tutaj na wiele lat, aż do teraz. Kiedy pojawiłem się po raz pierwszy w tej liczącej 35 numerów podkazimierskiej wsi, na pobliskiej wiślanej Krowiej Wyspie pasło się stado krów liczące co najmniej 100 sztuk. Oprócz krów było w okolicy wiele koni, świń, oraz innego wszelakiego inwentarza. Kamieniste pola starannie uprawiano, a liczne drzewa owocowe dawały mnóstwo jabłek, gruszek, orzechów i śliwek. Żywności było pod dostatkiem, mimo, że wieś była raczej biedna, zniszczona wojnami i wyludniona.


Minęło 40 lat. Pola zarosły krzakami, krów i koni już nie ma. Z trudem można tutaj kupić parę jajek u kilku pozostałych jeszcze na gospodarstwie chłopów. Większość powymierała, a młodzi uciekli do miast wyprzedając przedtem letnikom resztki ojcowizny. Ci, co pozostali, zakupy robią w pobliskiej Biedronce zwożąc do wsi mleko, chleb, a nawet owoce i warzywa. Nowi przybysze nic już nie uprawiają, strzygą tylko co weekend swoje trawniki, hałasując przy tym niemiłosiernie.


Po sąsiedzku, kilkaset metrów za lasem, położona jest większa wieś, licząca może 40 numerów – Okale. Większość stanowią rdzenni mieszkańcy, żyjący tutaj z dziada, pradziada. Ci też przestają już uprawiać swoje pola. W całej wsi nie ma żadnej krowy, ani świni. Nie opłaca się hodować kur i uprawiać nawet warzyw jeśli wszystko można kupić w Biedronce...


Jest jeszcze jedna, ostatnia!, krowa na Miejskich Polach k. Kazimierza przed Okalem. Należy ona do 80-cio letnich rolników – pani Anny i Jana. Piękna, szalenie mleczna „dżersejka” potrafiąca dać nawet 25 litrów mleka dziennie. Państwo Anna i Jan mają maleńkie, kilku hektarowe gospodarstwo, które wciąż starannie uprawiają. Posiadają stareńki ciągnik, przyczepę, kilka starych maszyn i dziesięcioro wnuków. Hodują kury, jedną świnkę, uprawiają truskawki, maliny, a wokół ich domu rośnie mnóstwo kwiatów. Pani Ania codziennie o świcie wyprowadza swoją krówkę na pastwisko, potem ją doi i co kilka dni sama produkuje wspaniałe masło.



 

Kiedy wdałem się w rozmowę z panem Janem, dowiedziałem się, że zdecydował z żoną żeby od przyszłego roku nie pracować na roli. Nie mają już siły. Jego dzieci i wnuki nie przejmą gospodarstwa. Wszyscy pouciekali do miasta, tam jest wygodniej. Ojcowiznę sprzedadzą. Nie trzeba chodzić w gumiakach. Nie trzeba zgłaszać świnki do uboju, albo liczby kur, psów i kotów chodzących po podwórzu.

 

Powoli, systematycznie niszczone jest polskie rolnictwo. Podstępnie – przepisami, odpowiednimi unijnymi dyrektywami, oraz lobbowaniem obcych produktów w wielkich marketach. Duży, wielomilionowy naród w sercu Europy nie może być samowystarczalny w żywność. Jest tylko zbędnym konkurentem, mało tego, jest zbędny w ogóle, zajmując wspaniałą przestrzeń z niezmierzonymi bogactwami naturalnymi. Wojna trwa! Tylko inaczej.

 

Problem upadku rolnictwa i wymierania wsi dotyka całego obszaru Polski. Nasze wspaniałe kiedyś rolnictwo, z ogromnymi pokładami wiedzy i tradycji, ostatnia ostoja naszej niezależności, na naszych oczach upada. Wielkoobszarowe uprawy, straszliwie schemizowane, nie zastąpią bioróżnorodnych, drobnych, ale zdrowych upraw. Te wielkie, z uprawami GMO, sztucznie nawożone, nie dadzą zdrowej żywności i wyjałowią przy tym bezpowrotnie gleby.

 

Polska bioróżnorodność potrafiła sprostać każdemu najeźdźcy. Teraz już nie obronimy się, ani jako naród, ani jako państwo. W całym naszym społeczeństwie obserwujemy słabnącą kondycję naturalną – zdecydowanie pogarszającą się zdrowotność, przez co zobojętnienie, otępienie i gorszy komfort życia. Uzależnienie od systemu, który nas coraz bardziej zniewala.

 

Tadeusz Strzępek

 

 

P. S.

Bardzo ważne abyśmy razem bronili małych i średnich gospodarstw. Ustawy i rozporządzenia, które stały się aktem prawnym w temacie afrykańskiego pomoru świń są wymierzone przeciwko narodowi polskiemu, przeciwko polskiej racji stanu, przeciwko polskim rodzinnym gospodarstwom rolnym. Pomysł finansowania przez rząd realizacji wymogów bioasekuracji dla gospodarstw posiadających powyżej 300 sztuk trzony chlewnej, a pozostawianie samym sobie rolników posiadających mniejsze gospodarstwa i jednocześnie wymagania od nich spełnienia tych absurdalnych wymogów, które wiążą się z inwestycjami finansowymi, to przykład jawnej zbrodni, którą rząd dokonuje na polskim rodzimym rolnictwie. Jesteśmy świadomi, że jest to celowa polityka/ strategia, która ma na celu wyrugowanie/ zniszczenie polskiego kapitału/ rolnictwa na rzecz obcego kapitału wielkich korporacji. Takimi samymi przepisami zlikwidowano i zniszczono rodzinne gospodarstwa rolne w USA, Kanadzie i w krajach Europy Zachodniej. Nie pozwólmy aby małe i średnie gospodarstwa zostały zniszczone.

Dział: Z Miasta
Czwartek, 10 sierpnia 2017 17:52

Zapiski z codzienności... 8 sierpnia 2017 r.

Mieszania ras nie da się nakazać, ale można promować. Pozbawiając Białych możliwości bycia ze sobą w kategoriach mieszkania, nauki, pracy i wypoczynku to jedno. Sugerowanie mieszania się w filmach, serialach TV i reklamach to coś innego. Teraz nie ma formy mediów, która nie jest wypełniona propagandą mieszania ras, w większości podświadomie…

…Człowiek przyszłości będzie rasy mieszanej (The man of the far future will be mixed race). Współczesne rasy i kasty będą padać ofiarą coraz większego pokonywania przestrzeni, czasu i uprzedzenia. Przyszła euroazjatycko-negroidalna rasa, z wyglądu podobna do starożytnych Egipcjan, zastąpi różnorodność narodów różnorodnością jednostek… Franklin Ryckaert


11. Festiwal Filmu i Sztuki DWA BRZEGI Kazimierz Dolny – Janowiec nad Wisłą

Prowadzimy małą galerię malarstwa w Kazimierzu Dolnym. Jedną z wielu, która wpisuje się co roku w kalendarz festiwalu filmowego „Dwa Brzegi” w Kazimierzu. „Kazimierz Malowany”, tak zatytułowaliśmy naszą wystawę promującą kilku znakomitych malarzy. Wernisaż tej wystawy odbył się u 30-go lipca, w niedzielę. Naszą galerię odwiedziły dwie panie w średnim wieku. Zachwycały się jednym z moich obrazów i były bliskie jego kupienia. Kiedy jednak wdałem się z nimi w rozmowę i niechcący wyjawiłem, że poglądy mam narodowe, oraz nie jestem zachwycony tematyką festiwalu filmowego, który właśnie trwa w miasteczku, wyszły oburzone. Jak to, artysta może mieć odmienne od nich zdanie? W dodatku narodowe?

W Miasteczku trwa kolejny upalny weekend z najazdem wielbicieli kina letniego. Organizatorzy Festiwalu, z budżetem sięgającym dwóch milionów zł., tym razem przygotowali się na upały – rozbili wielki, klimatyzowany namiot na terenie Zespołu Szkół Zawodowych.

W oficjalnym pisemku Festiwalu „Głos Dwubrzeża”, przeczytałem, że Festiwal jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, oraz wspierany jest przez Województwo Lubelskie i przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Nazwy szacowne, ale ich rola w tym festiwalu jest enigmatyczna. Nikt naprawdę nie wie jakie pieniądze są rozdzielane i dlaczego. Co nasze miasto ma z tego i o jaką propagandę chodzi?

Wiedzieli o tym doskonale zarówno twórcy filmów z kilku poprzednich epok, ale też twórcy filmów o zamachu na WTC i o katastrofie Titanica. Według animatorów Nowego Porządku Świata na plan pierwszy wysuwa się masowe duraczenie, również poprzez film, który jest najdoskonalszą, najbardziej sugestywną formą przekazu. Z wykorzystaniem państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego. Jednym z ważnych elementów tego duraczenia jest zapanowanie nad językiem mówionym. Ludziom narzucane są zbitki pojęciowe, którymi muszą się posługiwać, mimowolnie przyswajając sobie ładunek informacyjny, w nich zawarty…

Na ostatniej stronie festiwalowej gazetki widnieją loga 43-ch sponsorów wśród których jest też logo Kazimierza Dolnego – co wskazuje, że gmina nasza dokłada się do promocji tej imprezy skupiającej wielbicieli TVN-u, Mercedesa i Zwierciadła.

Chciałbym dokładnie wiedzieć jakie zyski przyniósł do miasteczka ten festiwal? Jakie straty ponieśliśmy przy odbudowie miejskiej infrastruktury po najeździe tysięcy wielbicieli kina? Wywóz śmieci, sprzątanie, zrzut ścieków, rekultywacja trawników, itd… to wszystko kosztuje nas horrendalne kwoty. Ktoś powie, no ale lody, restauracje, kawiarnie… Tych nie trzeba w Kazimierzu promować – one pękają w szwach przez cały sezon. Jednocześnie w naszej galerii w tym czasie nie został sprzedany ani jeden obraz! Nikt nam nie pomógł promować naszej sztuki.

W miasteczku natomiast zniknął w Kolporterze cały nakład G.W. i Neesweka - widać więc jacy to są wielbiciele kina.

 

Tadeusz Strzępek

Dział: Z Miasta
Poniedziałek, 12 czerwca 2017 15:40

ZAPISKI Z CODZIENNOŚCI - 5 czerwca 2017 r.

 

5 czerwca 2017

Aktualnie obchodzimy ROK RZEKI WISŁY. Jakoś mało o tym w mediach i lokalnych przekazach. Tak, jakby komuś na tym zależało żeby zapomnieć o tym, że Królowa naszych rzek – Wisła zawsze odgrywała rolę wiodącą w gospodarce Polski.

Tratwy, szkuty, galary, pychówki, dubasy, kozy i byki to niektóre tylko nazwy jednostek wiślanych. O Wiśle i wiślanych jednostkach pływających po niej, służących do handlu, można by pisać w nieskończoność. Dostępnych materiałów jest mnóstwo.

…Ruch na Wiśle był niesamowity. Barki, tratwy, szkuty, galary. Na jesieni pięknie to wyglądało: na tratwach płynęli flisacy, ognisko na tratwie palili, śpiewali, może coś wypili? Pieśni różne dolatywały od tych flisaków! Bardzo ładne mieli głosy…

Przez całe tysiąclecia Wisłą spławiano towary w dół aż do Gdańska – Kodanu. Wszystko co wyrodziła ziemia Lechitów, naszych przodków, a potem mieszkańców Rzeczpospolitej transportowano do portów rzecznych rozlokowanych wzdłuż Wisły. Towarów różnych, które wysyłano dalej w Europę było mnóstwo. Lista tych towarów i ich opis zajęłyby nam tutaj kilka kolejnych stron. Wspomnę tylko o kilku ważniejszych: sól z kopalni wielickiej i bocheńskiej – białe polskie złoto, żelazo z dymarek kieleckich i narzędzia kute przez naszych znakomitych kowali, dziegieć i smoła z lasów małopolskich, miód w beczkach, (które też były znakomitym towarem eksportowym), koła wykonywane przez naszych kołodziei, len i konopie służące do wyrobu żagli oraz lin okrętowych. Wreszcie zboża, bez których niemożliwa byłaby rewolucja przemysłowa w wiecznie głodnej, nie tylko północnej Europie. Okręt Admirała Nelsona „Victory” został prawie w całości wykonany z polskiej dębiny.

Najdłuższy port rzeczny na Wiśle, funkcjonujący kilkaset lat w wiekach XV –XVII, zlokalizowany był w Kazimierzu Dolnym. Stąd spławiano głównie zboża, ale też drewno, wędzone śliwki, dziegieć i miód. W okresie najlepszej koniunktury dla handlu zbożem, w XVI- XVII w istniało w Kazimierzu Dolnym 40-50 spichrzów. Usytuowane były wzdłuż brzegu rzeki na długości ok 4 km, tworząc najdłuższy port śródlądowy w Polsce i zapewne w Europie.

Po podpisaniu z Zakonem Krzyżackim II Pokoju Toruńskiego (w roku 1466) Wisła przez kolejne ponad 200 lat (praktycznie do rozbiorów) stała się/była najważniejszym szlakiem handlowym ŚWIATA. Wisła generowała dochód porównywalny z dochodem dzisiejszych Chin (oczywiście w odpowiednich proporcjach). Wisła była również „końcówką” Jedwabnego Szlaku - docierali nad nią od tysięcy lat kupcy z Azji przywożąc ze sobą towary z najodleglejszych krańców Świata. Polska zawsze była krainą mlekiem i miodem płynąca.


Grupa zapaleńców pod przewodnictwem Marka Strzelichowskiego http://www.marekstrzelichowski.com/omnie.html zorganizowała w tym roku spływ Wisłą od źródeł (z „0”) Wisły aż do jej ujścia. Akcja ta została nazwana Flisem Narodów i ma na celu zwrócenie uwagi, że rzeka Wisła zawsze pełniła rolę wiodącą w gospodarce Polski. Spływ (FLIS) ma również wydźwięk patriotyczny, niosący przesłanie, że jesteśmy prastarym narodem o ciągłości historycznej trwającej wiele tysięcy lat.

Pan Marek Strzelichowski - niezwykły globtroter, płetwonurek i podróżnik zaprasza wszystkich zainteresowanych do wzięcia udziału w tegorocznym Flisie Narodów, czyli w letnim spływaniu Królową Naszych rzek WISŁĄ. Pan Marek, za przepłynięcie „mini-szkutką” od źródeł (z umownego „0” Wisły, czyli z miejsca gdzie rzeka jest już żeglowna, do francuskiego Orleanu (3200 km!) otrzymał nagrodę „Błękitnego Spinakera 2015” na Festiwalu Loary 2015.

Flis odbędzie się w ramach uroczyście obchodzonego ROKU RZEKI WISŁY. Sporo przydatnych informacji znajdziecie tutaj: http://flis.info/

W Kazimierzu flisacy będą 9-go lipca 2017 r. wieczorem i tutaj będą obozować. Zapraszamy wszystkich mieszkańców i gości miasteczka do odwiedzenia miejsca ich postoju. Prosimy jednocześnie władze miasta, oraz lokalny samorząd do wsparcia tej pięknej akcji.

W spływie wezmą udział repliki drewnianych statków, jakimi przez wieki posługiwali się nasi przodkowie. Do dyspozycji będzie 7-mio metrowy galar, na którym może wygodnie płynąć 6-7 osobowa załoga. Bardzo możliwe, że kilka dodatkowych osób znajdzie miejsce na 12-sto metrowym galarze krakowskim, który będzie prowadzony przez Wacława Witkowskiego właściciela tartaku w Rychłowicach: http://www.tartakjww.pl/pl/produkty/szkutnictwo_tradycyjne/. We FLISIE NARODÓW weźmie również udział ćwierć szkutka pana Marka „PaniKa”.

Start z umownego „0” Wisły, czyli z rejonu Oświęcimia i Chełmka, blisko miejsca gdzie do Wisły wpadają rzeki Przemsza i Soła - dokładny (w miarę!) terminarz znajduje się w załączniku.

Pan Marek krótko informuje o zasadach udziału w spływie: „Oczywiście dokładne trzymanie się „rozkładu jazdy” nie będzie do końca możliwe - może być, jak to na rzece, różnie. Flisacy płynąc będą we własnych, przez siebie wykonanych „przyodziewkach”, według historycznych wskazań - aby nawiązać do naszego dziedzictwa. Każdy wykonuje taką „przyodziewę” w jakiej będzie występował na rzece - oczywiście możemy nosić stroje jakie tylko chcemy, nie ma przymusu, ale…

Na rzekę zabieramy ze sobą sprzęt biwakowy - namiot, karimatę, śpiwór - nocujemy na brzegu w obozowisku, które każdorazowo rozbijamy "pod koniec" dnia. Zabieramy stosowne do pory roku ubranie, buty/kalosze, niezbędne leki i kosmetyki, miskę, kubek, sztućce, latarkę i co tam jeszcze będziemy uważali za stosowne. Weźmy pod uwagę i to, że wieczorami mogą odwiedzać nas komary, a w ciągu dnia kleszcze i inna „zaraza”. Tak więc i na te spotkania powinniśmy być przygotowani.

Przede wszystkim zabieramy (jednak!) dobry humor i ile się tylko da pozytywnej energii, na dodatek w takich ilościach, żeby wystarczyło jej (przynajmniej) na cały okres pobytu na wodzie. Niezależnie od pogody, niezależnie od warunków, na rzece zachowujemy "spokój i opanowanie". Mile widziane jest aktywne uczestnictwo w wieczornych posiadach - opowiadanie, granie i śpiewanie jak najbardziej wskazane.

Jedzenie przygotowujemy wspólnie, do dyspozycji będą odpowiedniej wielkości kociołki i inne niezbędne sprzęty kuchenne. W zależności od składu załogi, niektóre posiłki będą (mogą być!) posiłkami wegetariańskimi. Napoje „niezamarzające” i inne substancje „rozluźniające” nasze strudzone organizmy każdy z uczestników kupuje na własną rękę! Oczywiście nie musi (wręcz nie powinien) konsumować ich w samotności.

Każdy z uczestników partycypuje w kosztach wyżywienia, w kosztach paliwa, smarów i olejów. Każdy uczestnik partycypuje także w kosztach związanych z transportem statków (dowiezienie ich na rzekę i odwiezienie na „suche”), z ubezpieczeniem i ewentualnymi kosztami cumowania w portach, do których po drodze będziemy zawijać. Uczestnicy pokrywają również koszty związane ze śluzowaniem.

Zakładamy tygodniowe pobyty uczestników. Zazwyczaj koszt tygodniowego pływania oscyluje w granicach 250 zł, maksymalnie 300zł na osobę. Oczywiście bardzo mile widziane będzie wsparcie finansowe od życzliwych nam darczyńców, zarówno osób prywatnych, jak i firm.”

Marek Strzelichowski


FLIS NARODÓW - planowany start 29.06.2017

29.06.2017 - 0/38km 5003’58’’N/1914’00’’E/4958’55’’N/1935’04’’E Żeglowne „0” Oświęcim/Chełmek, okolice ujścia Przemszy i Soły do Wisły - Łączany

30.06.2017 - 65km 5001’07’’N/1948’03’’E Tyniec

01.07.2017 - 77km 5003’13’’N/1955’57’’E Kraków Wawel

02.07.2017 - 92km 5002’40’’N/2006’06’’E Śluza Przewóz. W zależności od ilości wody, mniejsze, lub większe trudności z przepłynięciem śluzy. Ewentualny przystanek na "100" u Zygmunta

03.07.2017 - 125km 5008’37’’N/2024’21’’E Hebdów

04.07.2017 - 175km 5017’48’’N/2051’17’’E Ujście Nidy

05.07.2017 - 222km 5025’37’’N/2119’35’’E Połaniec

06.07.2017 - 268km 5040’26’’N/2145’08’’E Sandomierz

07.07.2017 - 287km 5048’08’’N/2151’38’’E Zawichost

08.07.2017 - 311/327km 5100’05’’N/2149’20’’E Basonia 5106’27’’N/2147’43’’E Piotrawin

08.07.2017 - 322km 5109’15’’N/2147’48’’E Solec/Kłudzie

09.07.2017 - 359km 5119’26’’N/2156’28’’E Kazimierz Dolny

10.07.2017 - 393km 5133’41’’N/2149’37’’E Dęblin Możliwe znaczne utrudnienia podczas pokonywania progu przegradzającego Wisłę w rejonie Elektrowni Kozienice.

11.07.2017 - 471km 5157’18’’N/2116’42’’E Czersk

12.07.2017 - 488km 5204’44’’N,2112’29’’E Gassy

13.07.2017 - 511km 5213’42’’N/2102’39’’E Warszawa Port Czerniakowski /Centrum Nauki Kopernik/

14.07.2017 - 550km 5226’01’’N/2040’49’’E Modlin Zakroczym

15.07.2017 - 578km 5223’35’’N/2018’58’’E Czerwińsk

16.07.2017 - 633km 5232’25’’N/ 1941’04’’E Płock Morka

17.07.2017 - 703km 5250’12’’N/1854’14’’ Nieszawa prom

18.07 2017 - 728km/735km 5259’59’’N/1841’21’’E Ujście Drwęcy 53 00’19’’N/18 35’38’’E Toruń

19.07.2017 - 771km 5307’55’’N/1808’25’’E Brdy ujście/ Bydgoszcz

20.07.2017 - 807 km 5321’54’’N/1825’08’’E Chełmno

21.07.2017 - 835km 5329’30’’N/1844’43’’E Grudziądz

22.07.2017 - 886km 5354’43’’N/1852’48’’E Biała Góra w czwartek w prawo /Gniew

23.07.2017 - 908km 5405’14’’N/1848’19’’E Tczew/Malbork

24.07.2017 - 936km 5418’26’’N/1855’47’’E Przegalina

25.07.2017 - Gdańsk

Oficjalne zakończenie Flisu planowane jest w dniach 4-6 sierpnia, kiedy to do Gdańska dotrze grupa Dziadów Żywieckich. Jeżeli uda nam się planowo dotrzeć do śluzy Biała Góra to w planie jest wpłynięcie również na rzekę NOGAT, a następnie rzeką SZKARPAWĄ i rzeką TUGĄ dopłyniemy do Nowego Dworu Gdańskiego.

Tadeusz Strzępek, czerwiec 2017

 

Dział: Z Miasta
Sobota, 10 września 2016 10:17

Zapiski z codzienności 4 września 2016 r.

Najłatwiej kierować stadem baranów. Jednocześnie: „Armia baranów, której przewodzi lew, jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana” – Napoleon Bonaparte.

Dawno nic nie pisałem na blog J.K. Zastanawiam się więc od czego zacząć. Czy od podsumowania pierwszej połowy sezonu kazimierskiego, czy może od analizy tego, co zdarzyło się na większych płaszczyznach. Zbliża się nieuchronnie koniec lata, sezon się kończy. Chłód już czasem zagląda. Ostatnio, przez kilka lat, zapomnieliśmy, że żyjemy w szerokościach, gdzie mróz 30-sto stopniowy nie jest rzadkością. Media wmawiają nam, że mamy jakieś globalne ocieplenie spowodowane działaniami ludzkimi i że powoli z tego powodu wchodzimy w klimat suchy, gorący, z łagodnymi zimami. Tymczasem, kiedy przeglądam kroniki i relacje o zjawiskach klimatycznych sprzed setek lat zauważam, że takie wahania ciepła i zimna były zawsze. Przed tysiącem lat pod Sandomierzem uprawiano winorośle, a Grenlandia była zieloną wyspą. Potem nastąpiło globalne oziębienie, które trwało aż do końca XVIII-go wieku. Na obrazach XVII-sto wiecznych malarzy widzimy łyżwiarzy na Tamizie, albo na holenderskich stawach. Sto lat później łyżwiarze zniknęli stamtąd  bezpowrotnie i to nie dlatego, że nagle zaczęliśmy spalać nieco więcej węgla.

Podlegamy małym i wielkim cyklom kosmicznym. Nasza Ziemia, maleńkie ziarenko w Kosmosie nieustannie wiruje i pędzi  z niesamowitą prędkością w kosmicznej próżni, okrążając wraz z całym naszym układem jądro Galaktyki. Oprócz tego podlegamy ruchowi precesyjnemu, o którym nikt w szkole nas nie nauczał. Glob –wszyscy wiemy, że glob, chociaż nikt tego nie widział, więc, glob ten podobnie jak wirujący bąk, kołysze się powolutku na boki i ruch ten, cyklicznie trwający 26000 lat, właśnie teraz, już we wrześniu zakończy swój kolejny, regularny cykl. Wchodzimy więc 23 września w nową erę precesyjną – w erę Wodnika. Powolny ruch osi obrotu, nazywany ruchem precesyjnym, jest odpowiedzialny za wszystkie zmiany na Ziemi. Za cykle klimatyczne, za cykle polityczne i nawet cykle związane z powstawaniem i ginięciem nowych gatunków. Nasi przodkowie wiedzieli o różnych rzeczach, o których my już nie mamy pojęcia, wiedzieli też o precesji. Wiedzieli o niej władcy Egiptu, Majowie i władcy imperium Słowian (tak, Polonorum Imperium! – uczono Was o tym w szkołach?). I nie pozwólcie sobie wmawiać, że ma miejsce jakieś globalne ocieplenie spowodowane działalnością ludzką. To po prostu cykle precesyjne są za to odpowiedzialne – cykle kosmiczne: https://pl.wikipedia.org/wiki/Precesja#/media/File:Precession_animation_small_new.gif. Zwróćcie tutaj uwagę na gwiazdę Polaris, albo Pollack – Polak! Nadchodzi era Polski! I nie przeszkodzą temu żadne opryski chemiczne, ani żadne HAARP-y.

No, ale wróćmy na Ziemię, tutaj, na kazimierski grunt. Znowu był długi weekend sierpniowy. Do Kazimierza zjechało się mnóstwo gości - tysiące. Widzimy więc od razu tę naszą polską erę – zamiast do śródziemnomorskich kurortów ludzie walą teraz do Kazimierza. Tutaj przynajmniej bezpiecznie - „terrorystów” jeszcze nie ma. Czy ktoś w ogóle próbuje policzyć ile aut wjeżdża od strony Puław w takie weekendy jak ostatnio? W niedzielę 14-go sierpnia odcinek między Bochotnicą a Rynkiem jechało się dwie godziny!!! Po co ci ludzie w ogóle tutaj przyjeżdżają? Szwendają się potem bez celu po zakurzonych uliczkach wokół Rynku. Do muzeów raczej nie zaglądają, do kościołów też z rzadka. Więc po co? Czyżby tylko po to żeby być razem?

Wszystkie kazimierskie pensjonaty pękają w szwach, lokale i restauracje też. Właściciele cieszą się, zacierają ręce. Mamona wpływa. Kasa miejska wciąż jest jednak pusta. Wciąż nie ma na wyboiste bruki, na koślawe krawężniki i na Krzywe Koło. Nie ma i nie będzie długo. Przyjezdni nijak zrozumieć nie mogą, że te tysiące, ba miliony przybyszy weekendowych żadnego wpływu nie mają na stan gospodarki miejskiej w Kazimierzu.

Urzędnicy w niedzielę nie pracują, kończąc swoje urzędowanie w piątek, uciekają do swoich ogródków i zdają się nie widzieć ile tej mamony można by ściągnąć gdyby tak na wysokości ronda w Bochotnicy pobierać myto. Postawić szlaban i brać 5 zeta od każdego wjeżdżającego. Co to potem będzie brudził w miasteczku, śmiecił i stawiał samochód gdzieś po trawnikach. Czy jakiś urzędnik w ogóle zadał sobie trud żeby policzyć wszystkie te plusy i minusy takich najazdów na miasteczko. Czy ktoś w ogóle przemyślał jaka jest pojemność tego miasteczka i czy ma sens wpuszczanie aż takiej ilości turystów tutaj.

Siedząc w swoim samochodzie z opuszczonymi szybami, w korku w Bochotnicy, tuż przed dumnym szyldem z napisem Kazimierz Dolny, uderzył w moje nozdrza smród od strony oczyszczalni ścieków. Smród ten uderza wszystkich ilekroć wjeżdżają w kazimierską strefę. Robi się swojsko, chyba podobnie kiedy słyszało się w miasteczku „idzie się, idzie”… Oczyszczalnia zdaje się jest już niewydolna. Nie daje rady podołać tej nawale Hunów, którzy sikają po tych wszystkich pensjonatach, myją się i spuszczają wodę. Idzie to wszystko potem do Wisły – królowej polskich rzek. Płaci zwykły mieszkaniec, który wierzy, że w tej oczyszczalni coś się jeszcze oczyszcza. Wierzy też w globalne ocieplenie i w to, że biedronkowe piwo z puszki jest lepsze...

Wkrótce czeka nas jeszcze kolejnych 500 aut na konferencje do nowej budowli przy Krakowskiej. Z oczyszczalni zapach będzie jeszcze gęściejszy.

Artur Besarowski

Dział: Z Miasta
Strona 1 z 4