Część II-a SS ,,Traugutt” na mieliźnie

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Styczeń 2015, Stefan Przesmycki

czesc-ii-a-ss-traugutt-na-mieliznie-1

(Koła u Henryka Skoczka -2000 -2015 r.)

…Jak wyglądają podobne sprawy w innych miastach? Tam gdzie władze miast reprezentowane są przez światłych obywateli, dużą wagę przywiązuje się do ozdobienia miast poprzez budowę w przestrzeni publicznej różnorodnych obiektów tworzonych przez artystów. Jednym z pierwszych miast w Polsce, gdzie na dużą skalę podjęto inicjatywę współpracy z artystami był Elbląg. W roku1964 założyciel centrum sztuki Galeria EL Gerard Kwiatkowski wystąpił z inicjatywą zorganizowania w Elblągu biennale form przestrzennych. Została ona przychylnie przyjęta przez władze miasta, oraz dyrekcję Zakładów Mechanicznych Zamech w Elblągu. Zasadniczą ideą tego przedsięwzięcia była „organizacja przestrzeni” na placach, skwerach i ulicach miasta, przy pomocy nowych elementów zwanych „formami przestrzennymi”. Miały one zastąpić dawne „pomniki”, „figury”, „rzeźby”, oraz miały być abstrakcyjne, niefiguratywne. W urządzanych od r. 1965 do 1973 co dwa lata pięciu edycjach biennale, wzięli udział artyści z całej Polski, m.in. był tam wybitny malarz i rzeźbiarz z Lublina Jan Ziemski. Z dostarczonego przez Zamech złomu metali i przy pomocy fabrycznych spawaczy, artyści wykonali swoje różnorodne dzieła. Te wytwory wspólnej pracy artystów i robotników, usytuowane w różnych miejscach miasta Elbląga, stanowią dużą atrakcję i przyciągają uwagę mieszkańców, oraz turystów. Inne miasta mają rozmaite pomysły dla swojej ozdoby. Są to fontanny, zabytkowe mosty (Lublin), zabytki starej techniki jak np. lokomobile (Kraków), oraz oryginalne pomniki sławiące bohaterów narodowych jak: obrączka rotmistrza Pileckiego (Wrocław). Przy okazji podaję, że most na rzece Bystrzycy przy ul Zamojskiej jest pierwszym mostem w Polsce wybudowanym w technologii żelbetonu sprężonego. Jego kiepski stan techniczny spowodował wyłączenie go z ruchu i wybudowanie w r 1985 w jego pobliżu nowego mostu, przejmującego ruch kołowy starego. Kosztujący 50 milionów zł i ukończony w 2012 r. remont, dotyczy nie mostu jako takiego, lecz pomnika – zabytku starej techniki. Należy z uznaniem przyjąć odważną decyzję władz miasta Lublina za podjęcie inicjatywy budowy najdroższego pomnika w Polsce.

Jak dużą wagę przywiązuje się w miastach Lublinie i Wrocławiu do przyozdobienia przestrzeni publicznej w rzeźby plenerowe, różnorodne instalacje, zegary słoneczne (pamiętam, że w Saskim Ogrodzie istniał przed wojną zegar słoneczny, którego cyferblat był wykonany z sadzonek bukszpanu) itp. świadczy przebieg debaty zorganizowanej w Lublinie z udziałem wybitnych architektów jak Jadwiga Jamiołkowska i Bolesław Stelmach. Przebieg debaty zrelacjonowany jest w Gazecie Wyborczej z dnia 1 marca 2013 r.
Nareszcie - po dziesięciu latach od powstania pomysłu i ośmiu od zamieszczonego w Brulionie Kazimierskim mojego artykułu na ten temat- w Kazimierzu Dolnym zaczęło się coś dziać. Burmistrz Miasta Kazimierza Dolnego Grzegorz Dunia rozpisał konkurs na projekt instalacji kół napędowych od parostatku ,,Traugutt”. Konkurs wygrali i rozpoczęli tworzenie projektu młody architekt Marek Kozieł i Tadeusz Strzępek. Ten techniczny aspekt przedsięwzięcia wygląda bardzo obiecująco, tym bardziej, że burmistrz wykazuje dużą aktywność i zaangażowanie w realizacji tego projektu. Czas pokaże jaki będzie finał tych-mam taką nadzieje, że ostatnich-zabiegów o uratowanie szczątków dumnego niegdyś parowca "Traugutt".
Projekt architektoniczny instalacji kół Traugutta był wspólnym dziełem architektów Tadeusza Strzępka i Marka Kozieła, w pracach projektowych brali udział specjaliści branżowi jak: elektryk, konstruktor budowlany, oraz konstruktor mechanik. Tadeusz Strzępek podjął się roli koordynatora i łącznika między projektantami. Burmistrz Dunia chciał być na bieżąco zorientowany w postępie prac projektowych. Wobec tego byliśmy zapraszani przez niego na robocze spotkania. W czasie jednej z tych nasiadówek burmistrz zaczął utyskiwać na zbyt skąpe fundusze. Zaczęliśmy się zastanawiać jak temu zaradzić. Doszliśmy do wniosku, że trzeba znaleźć bogatego sponsora. Najbogatsze w okolicy były Zakłady Azotowe w Puławach, które już sponsorowały nasze Muzeum Przyrodnicze. Pomnik zlokalizowany miał być w pobliżu tego Muzeum i wpisany do jego inwentarza jako muzealny eksponat. Był to więc dobry punkt zaczepienia do rozmów z dyrektorem Zakładów Azotowych.
Burmistrzowi było niezręcznie występować o jeszcze jedną dotację, więc podjęliśmy się tego zadania z Tadeuszem Strzępkiem. Nie mogliśmy prowadzić rozmów o dotację jako osoby prywatne. Przyszło nam więc na myśl, że powinniśmy występować jako członkowie Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierza Dolnego. Należało tylko zaopatrzyć się w oficjalne dokumenty. W tej sprawie zwróciliśmy się do prezesa B. Pniewskiego o powołanie zespołu do spraw popierania budowy pomnika. Jako członkowie tego zespołu mogliśmy być wyposażeni w odpowiednie papiery upoważniające nas do prowadzenia rozmów ze sponsorami.
Dla ułatwienia pracy prezesowi wydrukowałem całą potrzebną dokumentację, którą Tadeusz Strzępek doręczył B. Pniewskiemu. Nazajutrz –niezaproszony– przyszedł do mojego domu i wypytywał o szczegóły. Był u mnie po raz pierwszy i z ciekawością rozglądał się po mieszkaniu. Zobaczywszy jakiś tekst na monitorze komputera, zaczął go czytać. Po tej wizycie jakby nabrał wody w usta i nie udzielał nam żadnych informacji. Już myśleliśmy, ze prezes nas olał, ale wkrótce wyszło szydło z worka. Okazało się, że przez ponad miesiąc zajęło mu przygotowanie intrygi i zwerbowanie do współuczestnictwa w niej swoich popleczników. Uzyskane od nas informacje wykorzystał w podstępny sposób do uniemożliwienia nam realizacji idei upamiętnienia parostatku Traugutt. Najchętniej by tę ideę utrupił, ale wobec trwających już prac projektowych, było to niemożliwe. W tym celu namówił burmistrza na spotkanie w urzędzie miasta, na które Pniewski sprowadził swoją grupę w składzie: Tadeusz Michalak, Janusz Michalak i Waldemar Doraczyński. Przy długim stole zająłem miejsce obok Tadeusza Strzępka. Obecny był również, jako obserwator Maciej Piątkowski, który przed około 30 laty w imieniu TPMKD prowadził pertraktacje z Żeglugą Warszawską w sprawie nabycia parostatku Traugutt. Burmistrz G. Dunia zajął miejsce przy krótszym boku stołu. Poplecznicy Pniewskiego musieli mieć wcześniej ustawione i przemyślane role, gdyż zaatakowali bez namysłu.
Janusz Michalak oznajmił, że jest przedstawicielem kupców i oświadczył, że zlokalizowany w tym miejscu obiekt będzie utrudniał przeprowadzanie imprez zbiorowych np. przyjazdu cyrku. Wobec tego zaproponował żeby obiekt był posadowiony na drewnianej podstawie umożliwiającej przenoszenie go na czas imprez masowych. Waldemar Doraczyński -występujący jako przedstawiciel Towarzystwa Opieki nad Zabytkami -zauważył że:

1/ obiekt usytuowany jest na osi budynku Muzeum Przyrodniczego a powinien stać nieco z boku.
2/ koła usytuowane są równolegle do nurtu rzeki a powinny być do niego prostopadłe.

Tadeusz Michalak uznał, że posadowienie osi kół na dwóch podporach za niewłaściwe. Powinno się zastosować jedną podporę, a najlepiej żadnej. Gdy zapytałem zbulwersowany czy chce podwiesić koła do balonu na uwięzi, nie odpowiedział. Natomiast ekspert B. Pniewski zgłosił postulat likwidacji basenu i postawienia kół na suchym lądzie. Swój wniosek uzasadniał zmniejszeniem kosztów budowy. Zgłaszając takie zastrzeżenie dał dowód jak perfidne są jego działania. O zamierzonej budowie dowiedział się od nas, gdy z Tadeuszem Strzępkiem zwróciliśmy się do niego jako do prezesa TPMKD o udzielenie pomocy dla zdobycia funduszy. Jednak nie tylko spodziewanej pomocy nam nie udzielił, lecz uzyskaną od nas wiedzę użył do dewastacji projektu. Wypełniony wodą basen z fontannowymi tryskaczami był nieodzownym elementem całego projektu. Kola łopatkowe były zaprojektowane do bezustannego przebywania w środowisku wodnym i cały swój 47 letni żywot w nim spędziły. Posadowienie kół na suchym lądzie to tak, jak symboliczne wyrzucenie Traugutta na mieliznę. O ile postulaty stronników Pniewskiego były tak absurdalne, że nikt ich poważnie nie traktował, to pomysł Pniewskiego został przez burmistrza Dunię zaakceptowany. Uznałem, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Wyjąłem więc pisemne upoważnienie w którym Henryk Skoczek jako właściciel kół udziela mi szerokich plenipotencji. Po wręczeniu pisma burmistrzowi oznajmiłem, że nie wyrażam zgody na montaż kół bez basenu. Wówczas burmistrz wstał i łamiącym się głosem powiedział: no to koniec i dalej, że spróbuje z Heniem porozmawiać. Widocznie nie przyszło mu nawet do głowy, że w takim przypadku wniosek Pniewskiego należy odrzucić. Spojrzałem na burmistrza i dostrzegłem w nim innego człowieka, jakby uległ jakiejś metamorfozie. Miałem go za energicznego mężczyznę, który blisko 8 lat samodzielnie rządził Urzędem miasta i gminy. A tu nagle jaki kontrast!. Oto włodarz dużego urzędu daje się wodzić i ulega podszeptom ludziom z ulicy. Na tym zebranie się zakończyło.
Siedzieliśmy z Heniem w jego mieszkaniu przy kawie, ale nastroje mieliśmy minorowe. Kilkanaście lat starań może pójść na marne. Koła można przekazać do Muzeum Wisły w Tczewie, które o nie wielokrotnie Henryka Skoczka molestowało. Po długim namyśle ulegliśmy bezrozumnej tępej sile, by mieć wreszcie spokój.
Pod koniec swej drugiej kadencji burmistrz Grzegorz Dunia jednocześnie z pomnikiem rozpoczął remont remizy we wsi Okale. Na wielu zebraniach z mieszkańcami Męćmierza i Okala poruszana była sprawa remontu tej remizy. Ośmioletnia kadencja burmistrza Grzegorza Duni zbliżała się ku końcowi, a na wyborczym ringu pojawił się groźny konkurent. Wspomniane budowy zaczęte tuż przed wyborami miały stanowić atut w kampanii wyborczej. Instalacja kół łopatkowych nie wynikała, więc z potrzeby zwiększenia atrakcyjności miasta i jednocześnie ochrony przed zagładą zabytkowego obiektu, lecz miała służyć zaspokojeniu egoistycznych zamierzeń Grzegorza Duni.
Jakieś złowrogie i nieugięte fatum zaciążyło nad parostatkiem Traugutt. W okresie, gdy Żegluga Warszawska będąca armatorem ostatnich parostatków, chyliła się ku upadkowi, pojawiło się liczne grono ludzi podejmujących inicjatywę ocalenia tych zabytkowych obiektów. W tym celu ludzie ci podejmowali różne akcje dla ratowania ostatnich parostatków. Część tych działań została udokumentowana w wielu artykułach opublikowanych w miesięczniku ,,Morze” i paru innych czasopismach. Poniżej podaję tytuły najbardziej znaczących artykułów.
1/ Maria Barabasiewicz, Jacek Serafinowicz ,,Ostatni wiślany paropław”, ,,Spotkania z zabytkami” nr 4 z 1983 r.
2/ Waldemar Danilewicz, Andrzej Patro ,,Uratujmy chociaż jeden z nich” ,,Morze” nr 6 z 1983 r.
3/ Ignacy Siennicki ,,Na odsiecz Trauguttowi” ,,Morze” nr 6 z 1985 r.
4/ Wanda Gołębiowska ,,Ratować Traugutta” ,,Morze” nr 9 z 1985 r,
5/ Ignacy Siennicki ,,Ostatnia szansa” ,,Morze” nr 9 z 1985 r.
W akcji ratowania parostatku Traugutt, szczególnie dużą aktywność wykazywał Ignacy Siennicki z Gdańska. Jego artykuły aż kipią od emocji. Zarzuca Żegludze Warszawskiej, że w pogoni za modą pozbywa się wszystkich parowych bocznokołowców.
Ostatni pozostający w jej gestii parowiec "Traugutt" miał być złomowany. W sprawę tę wkroczył Wojewódzki Konserwator Zabytków w Warszawie i sprzeciwił się zniszczeniu statku. W wyniku tego Żegluga Warszawska zleciła Zespołowi Rzeczoznawstwa i Postępu Technicznego, ZORPOT” w Gdańsku opracowanie ekspertyzy, mającej ocenić stan techniczny "Traugutta”, oraz rozpatrzyć warianty jego dalszego wykorzystania. Według wariantu I-go statek miał być przystosowany w rejsach turystyczno-wczasowych. Koszt remontu według tego wariantu miał wynosić od 55 do 65 milionów zł (starych). Wariant II przewidywał postawienie parostatku na wodzie i wykorzystanie jako lokalu rozrywkowego lub muzeum. Wariant III zakładał ustawienie statku na lądzie jako eksponatu muzealnego. Statek miał być posadowiony na betonowym postumencie w płytkim basenie wypełnionym wodą. Najlepsza lokalizacja eksponatu to Muzeum Wisły w Tczewie. Koszty według tego wariantu poniżej 30-stu milionów zł (starych). Zdaniem zespołu opracowującego ekspertyzę, należało uwzględnić wariant I lub III. Jako program minimum przy braku funduszy, zespół proponował eksponowanie na lądzie tylko śródokręcia z siłownią, sterownią, szalupami i kołami łopatkowymi. Ostateczny wybór wariantu od możliwości finansowych Żeglugi Warszawskiej i ewentualnych sponsorów. W ,,Morzu” nr 9 z 1985 r zamieszczono pod wspólnym tytułem ,,Ratować Traugutta”, listy czytelników zawierające różne propozycje ocalenia statku. Między innymi pani Wanda Gołębiewska z Płocka, córka zmarłego w 1976 r. Jerzego Gołębiewskiego - ostatniego kapitana "Traugutta”, chciała pełnej odbudowy statku. Przerażała ją wizja zachowania w Muzeum Wisły w Tczewie w charakterze eksponatu, jedynie fragmentu kadłuba statku, przedstawiona jako program minimum określony przez ,,ZORPOT”. Zabierał głos Ignacy Siennicki z Gdańska. W liście zatytułowanym ,,Ostatnia szansa” podał przebieg spotkania z 21 maja 1985 roku w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku w sprawie statku wiślanego "Traugutt”. Według Ignacego Siennickiego przyszłość "Traugutta” wyglądała tragicznie, Żegluga Warszawska broniła się przed odbudową tego statku, twierdząc, że nie posiada na ten cel żadnych funduszy. Ignacy Siennicki zarzuca Żegludze Warszawskiej, że nie kocha ona żeglugi jako takiej w ogóle, a szczególną niechęcią obdarza żeglugę pasażerską. Dowodem na prawdziwość tych zarzutów jest całkowita dewastacja taboru pasażerskiego, bez jakichkolwiek widoków na jego odbudowę. Ponieważ Wojewódzki Konserwator Zabytków również nie posiada pieniędzy na remont statku, zaproponowano więc odstąpienie statku Centralnemu Muzeum Morskiemu w Gdańsku celem wystawienia go w Muzeum Wisły nad brzegiem Rzeki. Muzeum również nie posiada funduszy i nawet nie ma miejsca na postawienie tak dużego statku jako eksponatu. Centralne Muzeum Morskie mogłoby ustawić na lądzie w Tczewie tylko środkową część statku "Traugutt”. Środkowa sekcja statku, zawierająca siłownię boczne koła napędowe, sterówkę i szalupy oraz komin, mogłaby być ustawiona na podwórzu Muzeum Wisły w Tczewie. Po tym zabiegu statek byłby skrócony tak, że z pierwotnej długości 56 m zostałby tylko jego środkowy fragment długości 10-15 m. Ignacy Siennicki uważa, że ,ustawienie na brzegu rzeki takiej kaleki mijałoby się z zasadniczym zadaniem- zachowania dla potomności chociaż jednego bocznokołowca z Wisły! Przyjęcie takiego rozwiązania spowoduje, że ostatni z prawdziwego zdarzenia statek pasażerski na Wiśle zostanie bezpowrotnie zniszczony. Ignacy Siennicki pisze dalej: dalej: Ogłaszam alarm dla żeglugi na Wiśle, dla żeglugi pasażerskiej!!! Może znajdzie się w kraju ktoś rozumny i rozsądny i podejmie akcję ratowania tego statku? Proponuję aby ten ostatni, zabytkowy, unikalny statek został odbudowany przez warszawskie rzemiosło. Jego eksploatację jako statku wycieczkowego można powierzyć jakiemuś biuru podróży, spółdzielni turystycznej PTTK, Lidze Morskiej lub też(o zgrozo) inicjatywie prywatnej. Dalej pisze z rezygnacją: Jeśli zaś statek zastanie pocięty na złom lub zostanie ustawiony na brzegu w stanie szczątkowym, okaleczony, to fakt ten będzie jednym z największych skandali w naszym czterdziestoleciu.
Po latach największym skandalem minionego piętnastolecia jest pozbawienie środowiska wodnego kół łopatkowych od parostatku Traugutt i postawienie ich na mieliźnie. Ignacy Siennicki zabiegając o uratowanie "Traugutta” nie kierował się wyłącznie względami sentymentalnymi. Wierzył, że parostatki boczno-kołowe w żegludze pasażerskiej, ze względu na swą atrakcyjność, mogą odegrać dużą rolę. Dowodem prawdziwości jego wizji była sytuacja w byłej NRD. Leszek Olejniczak w ,,Morzu” nr 8 z 1988 r. opisał rejs na boczno-kołowym parowcu ,,Dresden” płynącym po Łabie. Na statku mogącym zabrać tysiąc osób, spotkał oprócz Polaków-Czechów, Jugosłowian, a nawet turystów z Japonii. Przy moście Dymitrowa w Dreźnie zobaczył miejsce postoju kilkunastu bocznokołowców...

NIECH MIESZKANCY MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO PAMIETAJĄ, ŻE OBECNY PREZES TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO BARTŁOMIEJ PNIEWSKI POSPOŁU Z BYŁYM BURMISTRZEM MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO GRZEGORZEM DUNIĄ POZBAWILI ICH FONTANNY!!!

Projekt koncepcyjny opracowany w 2004 r przez mgr. inż. arch. Natalię Przesmycką

czesc-ii-a-ss-traugutt-na-mieliznie-2

Oto zdjęcia wykonane przez Tadeusza Strzępka w grudniu 2014 roku

czesc-ii-a-ss-traugutt-na-mieliznie-3

czesc-ii-a-ss-traugutt-na-mieliznie-4

Fragmenty parostatku „Traugutt” na mieliźnie.

-Stefan Przesmycki, Lublin 10.01.2015-

Czytany 7234 razy

Komentarze

+9
#4 grzegorz 20-01-2015 13:36
ty grymas to taki sam jak ten prezes
-4
#3 grymas50 20-01-2015 10:33
"NIECH MIESZKANCY MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO PAMIETAJĄ, ŻE OBECNY PREZES TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO BARTŁOMIEJ PNIEWSKI POSPOŁU Z BYŁYM BURMISTRZEM MIASTA KAZIMIERZA DOLNEGO GRZEGORZEM DUNIĄ POZBAWILI ICH FONTANNY!!!"
napisał Stefan Przesmycki.
Panie Stefanie. TEŻ NIEŁADNIE.
-2
#2 Bosmanszach 20-01-2015 09:56
Nazwy wsi Męćmierz w odległych czasach
w starych księgach wyszperał Bosmanszach:
1409 Mancimierz
1450 Manczymyrz,Myaczimirz
1470-1480 Maczymir, Manczimir
1529 Mączymyerz, Macymyerz
Wieś była własnością szlachecką:
1409 Wydźga
1441 Zbysław z Manczymyrza żona Sędochna
1441-1460 Mikołaj Manczymirzki żona Dobrochna
-2
#1 grymas50 20-01-2015 07:11
" Wypełniony wodą basen z fontannowymi tryskaczami był nieodzownym elementem całego projektu. Kola łopatkowe były zaprojektowane do bezustannego przebywania w środowisku wodnym i cały swój 47 letni żywot w nim spędziły. Posadowienie kół na suchym lądzie to tak, jak symboliczne wyrzucenie Traugutta na mieliznę. "


Szkoda. Może jednak warto wrócić do pomysłu ? Moim zdaniem, tak.

Dodaj komentarz